Drugiego dnia festiwalu American Film Festival edycja 2011 obejrzałem 3 film. Zapraszam na krótkie wrażenia.
Niebiańskie dni / Days of Heaven (reż. Terrence Malick)
Historia dla której tłem jest życie farmera na początku XX w USA, ciężki los robotników sezonowych oraz miłość a także chęć odmiany biednego tułaczego życia. Film dla osób chcących poznać się obrazem życia XX wiecznej „wsi” amerykańskiej. Ciekawie prezentują się zdjęcia, wyróżnia się też świetna muzyka Ennio Morricone. Pomimo niezłej obsady, w osobach młodego Richarda Gere i Brooke Adams, całość niestety nieco przynudza.
Moja subiektywna ocena: 6/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)
Więcej o filmie na: Filmwebie, IMDB
Debiutanci / Beginners (reż. Mike Millis)
Gdybym nie wiedział na jakim festiwalu się znajduję to pomyślałbym, że trafiłem na kino skandynawskie, typowe słodko-gorzki smak życia z niby zwykłymi, acz nie do końca, przeciętnymi bohaterami. Pies, który choć zna 150 słów to jednak nie potrafi mówić, 75 letni gej, który postanowił się ujawnić po śmierci żony i poznał co to jest muzyka house, pacjentka na kozetce dr Freuda, która nie może mówić wiec odpowiada na pytania pisząc i główny bohater, z którym nie może się rozstać pies. W filmie, jak w życiu, znajdziecie elementy zabawne i tragiczne, wesołe i smutne, momentami przygnębiające ale dające też nadzieję. Wszystko to w doborowej obsadzie (Ewan McGregor, Christopher Plummer i Mélanie Laurent). Kawał świetnego, dowcipnego, dającego do myślenia i niebanalnego „nie amerykańskiego” kina. Polecam.
Moja subiektywna ocena: 8/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)
Więcej o filmie na: Filmwebie, IMDB
Witaj w domku dla lalek / Welcome to the Dollhouse (reż. Todd Solondz)
Mój pierwszy film Todda Solondza. Nie do końca więc wiedziałem na co trafię. Można powiedzieć, że jest to komedia obyczajowa… o koszmarze bycia 11-letnią dziewczynką. Jeżeli wydaje się Wam, że to sielski okres w życiu, to po tym filmie możecie zmienić zdanie na ten temat. Brak akceptacji wśród rówieśników oraz bycie brzydkim kaczątkiem w rodzinie, powoduje próby szukania indywidualizmu, przyjaźni i zrozumienia, aż po bunt i zadurzenie w dużo starszym od siebie znajomym brata. Film, choć zabawny, wcale nie jest lekki, a przemoc, gwałt czy porwania czają się na każdym kroku (i nie chodzi mi tylko o odcinanie piłą głowy lalki Barbie ;). Momentami groteskowy, momentami absurdalny, a czasami wręcz przerażająco dosadny.
Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)
Więcej o filmie na: Filmwebie, IMDB
3 myśli na temat “American Film Festival 2011: Część II – Czwartek”