Maraton (prawie) oskarowy

W piątek jedna z ogólnopolskich sieci kin multipleks organizowała nocny maraton oskarowy. Repertuar był ciekawy i padła propozycja wybrania się na niego. Niestety z jednej strony chętnych nie było zbyt wielu, z drugiej sam również zmierzyłem swoje siły na zamiary i stwierdziłem, że filmy tam wyświetlane są zbyt dobre na to aby je… przespać. Ponadto “O północy w Paryżu” Woody Allena już widziałem.
Stąd też padła kontrpropozycja aby urządzić sobie podobny maraton w domu. Jak postanowiliśmy tak uczyniliśmy. Oto więc krótkie podsumowanie filmów, które obejrzeliśmy.

Szpieg (2011) / Tinker, Tailor, Soldier, Spy (reż. Tomas Alfredson)

To nie jest tak słaby film jak wskazywała by ocena jaką mu wystawię. Fabułę ma zawikłaną, obsadę wyśmienitą, technicznie też jest dobrze zrealizowany (choć nie jest to film akcji i określenie anty-bond jak najbardziej do niego pasuje).

Problem jest taki, że reżyseria tego filmu nie pomaga widzowi, a wręcz przeszkadza w odbiorze tego dzieła. Reżyser chyba chciał zrobić film nieco ambitniejszy, gdzie nie będzie wykładał na tacy wszystkiego i zmusi widzów do myślenia. Problem w tym, że raczej nie w taki sposób się do tego powinno zabierać.

Achronologiczne podejście do przedstawianej historii nie jest tutaj plusem. Brak określenia miejsca i czasu akcji (naprawdę ciężko się połapać gdzie i kiedy dzieją się poszczególne sceny). Brak większego tła dla całej historii czy motywacji jakimi kierują się poszczególne postacie (owszem w końcówce trochę się wyjaśnia ale mimo wszystko jest to tak mętne – a przenośnia ze zwrotnicą kolejową tak banalna – że nie do końca czuję, w jaki sposób główna postać dotarła do ostatecznych wniosków).
Swobodne przeskakiwanie między lokacjami i czasem, wprowadza mętlik i zamiast skupiać się na fabule widz stara się wyłapać, w którym miejscu w czasoprzestrzenią aktualnie przebywa.

Nowe postacie wprowadzone są w taki sposób, że po pewnym, czasie ciężko się połapać kto jest kim (tutaj reżyser mógłby sobie przypomnieć „Wściekłe psy” Tarantina) i jaką ma role w całej historii.
Podsumowując, nie zawsze zastosowanie achronologicznego narracji musi się sprawdzić. I choć jest wiele przypadków, gdzie dzięki temu film nabrała głębszego wymiaru (Memento, Wściekłe psy… etc) to tutaj reżyser poszedł zdecydowanie zbyt daleko lub po prostu, nie umiejętnie.

Pewnie za drugim razem film był by strawniejszy i łatwiej by się go oglądało, problem w tym, że jakoś nie czuję potrzeby oglądania go po raz kolejny.

Moja subiektywna ocena: 6/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej o filmie na: Filmwebie, IMDB

Artysta (2011) / The Artist (reż. Michel Hazanavicius)

Tak, ten film jest czarno-biały. Tak, ten film jest niemy. Tak, ten film ma banalna fabułę. Tak, ten film… naprawdę bawi. Gdybyście przypadkiem na niego trafili i kompletnie nic o nim nie wiedzieli stwierdzilibyście, że jest to produkcję z przełomu lat 20tych i 30tych XX wieku. Historyjka o gwieździe kina niemego George Valentin, który przez przypadek poznaje zwykłą dziewczyna, jego fankę. Dziewczyna ta, dzięki odrobinie szczęścia i determinacji trafia do Hollywood. Jednocześnie w Hollywood zaczyna się era kina dźwiękowego i starzy amancie powoli odchodzą w zapomnienie, a producenci szukają nowych twarzy.

Ot klasyczna historia romantyczna. Warto wspomnieć o świetnych rolach, nie znanych mi kompletnie aktorów, Jean Dujardin, i Bérénice Bejo a także wpadającej w ucho muzyce.

Pewnie tym opisem nie specjalnie zachęciłem Was do wybrania się na seans, ale zapewniam, że warto, bo mamy do czynienia po prostu z tą mityczną… “magią kina”.

Moja subiektywna ocena: 8/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej o filmie na: Filmwebie, IMDB

Zamknij się i zastrzel mnie (2005) / Shut Up and Shoot Me (reż. Steen Agro)

Ostatnim z filmów, które chcieliśmy obejrzeć miał być „Mój weekend z Marylin”. Ze względu na małe problemy techniczne musieliśmy wybrać coś innego. Padło na „Zamknij się i zastrzel mnie” czeską komedię z domieszką czarnego, brytyjskiego humoru.

Z tego połączenia wyszła całkiem niezła mieszanka. Otóż młoda brytyjska para małżeńska przyjeżdża na wakacje do Pragi. W nieszczęśliwym wypadku ginie żona. Zrozpaczony mąż nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią ukochanej i postanawia poprosić o pomoc w uśmierceniu samego siebie, taksówkarza hotelowego.

Czeski bohater ma bardzo rozrzutną żonę, pracuje na kilku etatach aby zaspokoić jej zachcianki (drogie zakupy). W związku z tym podejmuje “zlecenie”. Problem jest taki, że nie jest to typ zabójcy i próbuje “zaaranżować” śmiertelne sytuacje. Wynikają z tego mnie lub bardziej zabawne/tragiczne sytuacje.

Całość jak najbardziej powinna spodobać się miłośnikom Płytkiego grobu, Rewersu lub Delicatessen.

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej o filmie na: Filmwebie, IMDB

Jedna myśl na temat “Maraton (prawie) oskarowy

Dodaj komentarz