Film: Wilk z Wall Street (The Wolf of Wall Street)

wilk z wall streetRecenzja tego filmu mogłaby być wybitnie krótka. To świetna produkcja rozrywkowa, która nie tylko bawi ale i trzyma poziom w każdym aspekcie i którą powinniście zobaczyć. Marsz do kin!

Jeżeli jednak ten entuzjastyczny opis wydaje Wam się niewystarczający i chcecie dowiedzieć się nieco więcej o samym filmie to zapraszam do dalszej części notki.

Nowy obraz wyreżyserowany przez Martina Scorsese bazuje na autobiografii Jordana Belforta, maklera giełdowego, który na początku lat 90-tych założył własną firmę i zaczął zarabiać na tanich akcjach małych spółek nienotowanych na największych parkietach. Wprowadzając je na giełdę, a następnie manipulując ich kursami szybko dorobił się bogactwa, które roztrwaniał na hulaszczy tryb życia.

W skrócie jest to więc historia jego “sukcesu” od początku kariery, przez drogę na szczyt, aż do mniej optymistycznego zakończenia… Nie jest to jednak zwykły film biograficzny, gdyż w trakcie seansu czeka nas wiele niespodzianek i niekonwencjonalnych poczynań głównego bohatera oraz całej jego, zakręconej, ekipy.

Nie nastawiajcie się też na produkcję w stylu  Wall Street Olivera Stone’a, gdyż praktycznie brak tutaj moralizatorstwa, czeka Was za to dużo, czysto hedonistycznej, zabawy.

Na co się więc nastawić… na dziwki, koks i trzygodzinną jazdę bez trzymanki.

Aktorstwo? Odtwórca głównego bohatera Leonardo DiCaprio gra… jak zwykle… czyli REWELACYJNIE. Czym ta rola różni się jednak od jego poprzednich fenomenalnych kreacji. Tym, że jest to właściwie jego portfolio w pigułce. A stało się tak dzięki scenariuszowi, który postawił przed odtwórcą głównej roli tyle przeróżnych sytuacji i oblicz, w którym widzimy głównego protagonistę, że może wykorzystać w pełni potencjał i swoje umiejętności.

Zaczynamy więc od młodego nieco wystraszonego chłopaka pełnego ideałów, który zaczyna pracę w korporacji, a szybko zmienia się w charyzmatycznego i bezwzględnego lidera. Widzimy go jako zakochanego młodzieńca przez zdradzającego męża po przeżywającego dramaty rodzinne ojca. Obserwujemy cwanego gracza poczynającego sobie z służbami policyjnymi, a także aroganckiego dupka, któremu wydaje się, że jest u szczytu świata. Znajdą się też momenty gdzie gra uzależnionego od narkotyków, a nawet osobę… upośledzoną. To tylko kilka przykładów tego co czeka Was w trakcie seansu. Do wyboru, do koloru pełny przekrój dotychczasowych ról tego aktora, od komediowych po dramatyczne.

Jeżeli więc ktokolwiek wciąż wątpi w talent, tego wybitnego aktora naszych czasów, to jest to świetna okazja aby te wątpliwości definitywnie rozwiać.

Ale nie tylko DiCaprio zagrał świetnie… w tym filmie nie ma słabych ról. Już na początku mamy fenomenalną scenę, w której główne skrzypce gra Matthew McConaughey (dla tego fragmentu w przyszłorocznym Tomiga Film Awards będę musiał stworzyć odrębną kategorię – najlepsza rola epizodyczna), aż szkoda, że nie ma go w filmie więcej.

Dobrze spisuje się, jako najbliższy współpracownika Belforta, komik Jonah Hill. Zresztą cała ekipa „Wilka” jest bardzo charakterystyczna i po prostu świetna (Jon Bernthal, Jon Favreau, Brian Sacca, Henry Zebrowski). W drugiej części filmu pojawia się kolejny rewelacyjny aktor Jean Dujardin w roli szwajcarskiego bankiera.

Nawet druga żona Baltforda (w tej roli Margot Robbie), która normalnie spokojnie mogłaby służyć wyłącznie za ozdóbkę tutaj też ma okazję wykazać się aktorsko.

Cała ekipa jest więc różnorodna i fantastyczna.

Świetną reżyserię potwierdza fakt, że choć film trwa 3 godziny, seans minął mi błyskawicznie. Przy ostatnich produkcjach o podobnej długości marudziłem, że są zbyt długie i nudne. Okazuje się (zaskakująco ;)), że gdy film jest świetnie nakręcony to może sobie spokojnie trwać nawet 3 godziny.

Scorsese mistrzowsko lawiruje pomiędzy różnymi konwencjami i błyskotliwie i dynamicznie prowadzi całą narracje, nie dając nam chwili wytchnienia czy czasu na nudę.

Czy można się czegoś w tym filmie czepić? Chyba tylko tego, że jest to produkcja czysto rozrywkowa i praktycznie nie porusza (albo spycha na bardzo odległy plan) rzeczywisty problem o którym opowiada czyli manipulacje finansowe na ogromną skalę, których ofiarami są zwykli, ciężko zarabiający swoje pieniądze ludzie… tacy jak my.

Zdecydowanie nie jest to film do czerpania wzorców czy inspiracji. W ogóle wszyscy o sztywnym kręgosłupie moralnym mogą mieć z nim pewien problem. Nie tylko ze względu na sposób przedstawienia głównego bohatera i jego otoczenia ale fakt, że jak na mainstreamową produkcję hollywoodzką, w filmie jest całkiem sporą golizny. Imprezowe życie Belforta oraz jego współpracowników zostało bowiem całkiem obrazowo odtworzone.

O zgrozo i ironio, film sprawia, że “my”, ofiary, takich “przedsiębiorców / naciągaczy”, darzymy głównego bohatera większą sympatią niż na to w rzeczywistości zasługuje.

Po uzmysłowieniu sobie tego faktu pozostaje nam tylko… czysto hedonistyczne czerpanie przyjemności z oglądania tego, niewątpliwie świetnego, dzieła.

Choć mimo wszystko przyznam, że po seansie zacząłem mocno się zastanawiać nad powierzeniem swoich ciężko zarobionych pieniędzy różnym “doradcom finansowym” czy nawet funduszom inwestycyjnym.

Moja subiektywna ocena: 9/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej o filmie na: Filmweb, IMDB

2 myśli na temat “Film: Wilk z Wall Street (The Wolf of Wall Street)

  1. Nie mogę się doczekać seansu 🙂 Mogę tylko dodać że cieszy mnie fakt iż Scorsese zaufał Jonahowi. Zawsze wiedziałem że amerykańska scena stand-upu to wylęgarnia aktorskich talentów.

Dodaj odpowiedź do Patryk Karwowski Anuluj pisanie odpowiedzi