Wolne Miasto Christiania (Freetown Christiania) to miejsce niemal w centrum Kopenhagi w położonej na wyspie dzielnicy Christianshavn. Obszar wyjęty spod prawa w centrum europejskiej stolicy z jednej strony kusi swoimi anarchistycznymi korzeniami o zapachu marihuany, z drugiej przyprawia o gęsią skórkę gdy czyta się relacje o ubranych w kominiarki dilerach narkotyków, którzy rządzą na centralnej ulicy tego “miasta” – słynnej Pusher Street (Ulica Dilerów). Postawiliśmy na własne oczy sprawdzić jak to wygląda w rzeczywistości i czy odwiedzając stolicę Danii jest sens zapuszczać się w te rejony, a może lepie trzymać się od tego miejsca z daleka?
Historia
Historia rozpoczyna się w latach 1969/70, na rogu ulic Prinsessegade i Refshalevej w dzielnicy Kopenhagi zwanej Christianshavn, na przestrzeni kilkunastu miesięcy grupa lokalnych mieszkańców kilkukrotnie obala ogrodzenie, które otacza duży obszar dawnej jednostki wojskowej. Dzięki temu chcą oni uzyskać nieco przestrzeni na plac zabaw dla dzieci oraz dodatkowe przestrzenie zielone między budynkami. Za każdym razem jednak władze wojskowe oraz miejskie odbudowują ogrodzenie.

W tym samym czasie alternatywna gazeta „Hoved-bladet” publikuje tekst pod tytułem „Emigruj z autobusem nr 8”. Artykuł opowiada o porzuconych terenach wojskowych i zawiera wiele pomysłów na wykorzystanie tego obszaru, między innymi jako mieszkania dla dużej liczby młodych ludzi, którzy borykają się z problemem znalezienia własnego lokum.
Rezultatem jest masowa migracja ludzi, którzy chcą stworzyć wspólnotę opartą na wspólnym życiu i wolności, i tak rodzi się Christiania.
Ostatecznie w 1971 roku teren zostaje przejęty przez hippisów, squattersów oraz innych dzikich lokatorów, którzy adaptują dawne koszary wojskowe do swoich potrzeb.
„Celem projektu jest stworzenie samostanowiącej się społeczności, gdzie każda jednostka jest odpowiedzialna za siebie, będąc jednocześnie integralną częścią naszej wspólnoty. Jej członkowie zamierzają w tym celu osiągnąć ekonomiczną niezależność”
– pisali w deklaracji Wolnego Miasta Christiania.
Lata 70-te to z jednej strony dynamiczny rozwój społeczności (w latach największej świetności mieszka tam do 5000 ludzi), organizowania się w mniejsze jednostki autonomiczne, a także pierwsze instytucje mające reprezentować mieszkańców “na zewnątrz”.
Z drugiej to okres walki o niezależność z władzami miasta, a nawet państwowym parlamentem, który zainteresował się tematem hippisowskiej społeczności. W zależności od układu politycznego, intensyfikacja działań władz zmierzających do oczyszczenia tego obszaru nasila się (gdy władzę przejmują prawicowi konserwatyści) lub zostaje odłożona pod pretekstem “eksperymentu społecznego” (gdy władza trafia w ręce bardziej liberalnych środowisk).
Obrona mieszkańców przed ingerencją polityków nie ogranicza się tylko do organizowania manifestacji, happeningów czy działań artystycznych (prężnie rozwija się kabaret i lokalny teatr ściągając do tej komuny wielu artystów), mieszkańcy Christianii wytaczają nawet proces państwu o niedotrzymanie wcześniejszych umów.
Pod koniec lat 70-tych i na początku lat 80-tych sytuacja społeczności się pogarsza. Hippisowski charakter dzielnicy sprawiał, że używanie i handel marihuaną czy haszyszem istniał tam od początku. Jednak z czasem w Europie dynamicznie rozszerza się moda na twarde narkotyki takie jak heroina, kokaina, LSD. Ograniczony dostęp policji sprawia, że Christiania jest idealnym miejscem dla gangów, które zaczęły przejmować kontrolę nad tym terenem.
Oprócz dilerów pojawili się paserzy przejmujący kradzione rzeczy od narkomanów, nieprzytomni ćpuni czy młode dziewczyny sprzedające swoje ciało za porcję heroiny. Cała okolica stała się niebezpieczna nawet dla jej własnych mieszkańców. Naciski władz Kopenhagi, które zagroziły zakończeniem eksperymentu zmusiły zgromadzenie Wolnego Miasta do ustalenia wewnętrznego prawa, które zabrania posiadania i handlu twardymi narkotykami.
Jak jednak pokojowo nastawiona komuna miała się pozbyć niebezpiecznych dilerów? Otóż tutaj do akcji wkracza Bullshit. Gang motocyklowy któremu mieszkańcy Christianii zlecili oczyszczenie dzielnicy z handlarzy twardymi narkotykami.
Jeżdżący z rykiem silników, ubrani w czarne skórzane kurtki harleyowcy przemierzali Christianię, zatrzymywali i rewidowali każdego podejrzanego. Zapłatą była możliwość zabrania skonfiskowanego towaru dla siebie. W ten sposób gang zbił fortunę, sprzedając zarekwirowane narkotyki w innych częściach Kopenhagi.
W 1987 r. bullshitowcy znikają z Christianii. Według oficjalnej wersji spełnili swoje zadanie; według nieoficjalnej – zastąpili ich mniej widoczni, ale za to bardziej bezwzględni zawodnicy. Ci ostatni uzyskali od elit Christianii monopol na handel narkotykami – pod warunkiem jednak, że będzie to tylko haszysz i marihuana.
W odpowiedzi na niepokojące sytuacje, w 1994 roku „władze” Christianii zabroniły przemocy, broni, noży, twardych narkotyków, kradzieży, kamizelek kuloodpornych i barw gangów motocyklowych.

Co ciekawe, zabroniono też biegania, bo czynność ta wprowadza niepokój (ktoś ucieka więc ktoś musi go gonić) i może być postrzegana jako akcja policji. Na rogatkach dzielnicy położono wielkie kamienie, które uniemożliwiały wjazd samochodom. Chodziło o to, by ograniczyć coraz bardziej agresywne kontrole stróżów prawa.
Początek XX wieku to ponownie zmiana rządu w Danii na bardziej prawicowy, który wydaje wojnę narkotykom. Według danych Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Uzależnień Dania jest jednym z krajów o najwyższej na świecie liczbie osób zażywających marihuanę. Nowe władze wprowadziły możliwość rewidowania każdego podejrzanego nie tylko na terenie Christianii, lecz także kilkaset metrów poza jej granicami. Policja nie ukrywa, korzysta z tego prawa.
Podczas gdy w wolnym mieście zakazane są twarde narkotyki, takie jak kokaina i heroina, dzisiaj sprzedawcy sprzedają marihuanę z otwartych stoisk za żółtą linią na Pusher Street, głównej ulicy Christianii. Mimo wszystko wchodząc na teren Christianii, a później go opuszczając można być dyskretnie monitorowanym przez policję, a nawet zostać zrewidowanym (posiadanie narkotyków jest nielegalne na terenie Danii).
Stąd zapewne na bramie wyjściowej z Christianii pojawia się przypomnienie że od tego momentu wkraczasz na teren EU (dyskretne przypomnienie, żeby pozbyć się wszelkich nielegalnych substancji).

Obecnie w dzielnicy nie ma własności prywatnej. Mieszkańcy mają jedynie prawo użytkowania lokali przydzielonych przez wspólnotę. Płacą za świadczenia komunalne i podatek na rzecz wspólnoty.
Christiania jest uważana za czwartą co do wielkości atrakcję turystyczną w Kopenhadze (odwiedza ją około miliona turystów rocznie), a za granicą jest dobrze znaną „marką” rzekomo postępowego i wyzwolonego duńskiego stylu życia. Wiele duńskich firm i organizacji wykorzystuje Christiania jako miejsce pokazowe dla swoich zagranicznych przyjaciół i gości jako coś duńskiego, czego nie można znaleźć nigdzie indziej na świecie.

Jak to jest z robieniem zdjęć
Czytając przed wyjazdem różne blogi natknąłem się na informacje, że na teranie Christianii nie można robić zdjęć. Nie jest to prawdą, nawet na tablicy przy wejściu przedstawiającej główne reguły wolnego miasta jest punkt mówiący, że zdjęcia można robić.
Faktem jest natomiast, że nie wszędzie można robić zdjęć. A konkretnie wyjątkiem są okolice Pusher Street – samo centrum miasteczka – którą obstawiają ubrani w czarne stroje (aczkolwiek bez kominiarek) dealerzy marihuany. Tam rzeczywiście każde wyciągnięcie aparatu lub nerwowe sięgnięcie po komórkę wzbudza od razu stanowczą reakcję. A że nie są to szczęśliwi i przyjaźnie nastawieni hippisi lepiej z nimi nie wchodzić w dyskusje. Poza Pusher Street nie ma już jednak żadnych zakazów. Natomiast jak sugeruje instrukcja przy wejściu jeżeli chcemy zrobić zdjęcie jakiemuś lokalsowi to lepiej jednak zapytać wcześniej go o pozwolenie.
Czy warto?
Czy warto odwiedzić Christianie? Tu zdania są podzielone ale jeżeli nie jesteś typem turysty któremu wystarczy kawa w kawiarni w najbardziej reprezentacyjnej części rynku “starego miasta” i szukasz także nieco innych doświadczeń to osobiście polecam wycieczkę do Wolnego Miasta.
Co prawda miejsce to ma dzisiaj bardziej charakter turystyczny niż anarchistyczny, a trzymając się obowiązujących tam reguł raczej (wbrew dramatycznym tonom niektórych wpisów oraz burzliwej historii tego miejsca) nie powinniście się niczego obawiać (choć cały czas należy pamiętać, że nie jest to zwykła dzielnica Kopenhagi).
Warto też wspomnieć, że tuż obok wejścia do Christiany znajdują się szkoła podstawowa i gimnazjum, a w trakcie naszego zwiedzania (piątek w południe) tłumy turystów, także z wózkami z małymi dziećmi, przechadzało się po Pusher Street w oparach „trawki”.

A i nie zapominajcie, że Christiania to nie tylko okolice Dystryktu Zielonych Latarni, a teren prawie 8 ha przypominający dziki park, w którym można spokojnie pospacerować. (Czytając niektóre wpisy odnoszę wrażenie że wielu podróżujących wpada tylko na Pusher Street, by zobaczyć osławionych dilerów i po chwili opuścić teren „miasteczka”).
W nudnej i uporządkowanej Europie, anarchistyczny zakątek na pewno stanowi interesującą odskocznię, który warto zobaczyć choćby dlatego aby wyrobić sobie samemu zdanie o tym „eksperymencie społecznym”.
Pełna galeria (76 zdjęć)
Dość ciekawy temat. 🙂