Gra: Beyond: Dwie Dusze (Beyond: Two Souls)

Heavy Rain to jedna z moich ulubionych gier. Więcej, to gra dla której byłbym w stanie kupić PlayStation 3 gdybym jej nie miał, co wcześniej (kupowanie konsoli dla jednej, konkretnej gry) wydawało mi się czymś niewyobrażalnie nieuzasadnionym.

Nic więc dziwnego, że na nową produkcję studia Quantic Dream czekałem z niecierpliwością. Gdy jeszcze okazało się, że z ich rewolucyjnej technologi performance capture, która oprócz przeniesienia ruchów aktorów zapewnia także odczyt emocji na ich twarzach, tym razem będą korzystać prawdziwe hollywodzkie gwiazdy jak Willem Dafoe, a przede wszystkim Ellen Page, zakup edycji specjalnej w okolicach premiery był dla mnie kwestią bezdyskusyjną.

Podobnie jak w przypadku Heavy Raina, w trakcie rozgrywki, w charakterze widza, towarzyszyła mi żona. Do zobaczenia napisów końcowych potrzebne było około 10-12 godzin. Czy da się je w dwóch słowach podsumować? Nie, co najwyżej mogę stwierdzić, że słowo „gra”, w przeciwieństwie do HR, nie jest tutaj odpowiednie, a zdecydowanie lepiej pasuje określenie – interaktywny film… Pozostaje pytanie czy eksperyment się powiódł?


Czytaj dalej „Gra: Beyond: Dwie Dusze (Beyond: Two Souls)”

Nowe Horyzonty 2012: Selekcja

Kolejna edycja nowohoryzontowego festiwalu rozpocznie się 19 lipca. Co prawda w tym roku nie mogę na nią poświecić urlopu, w związku z czym liczba planowanych do obejrzenia przeze mnie filmów jest mniejsza niż zazwyczaj ale podobnie jak w ubiegłych latach przygotowałem wstępne zestawienie wszystkich filmów wyświetlanych w trakcie trwania festiwalu. Oprócz standardowych informacji z katalogu, zawiera ono dodatkowo informacje o ocenach z portali Filmweb i IMDB.

Pierwsze dwie kolumny możecie zignorować (bądź nie) gdyż są to nasze prywatne priorytety wystawione do wspólnej selekcji. Jeżeli natomiast chodzi o sam algorytm to o tym jak ja selekcjonuję filmy na takie festiwale pisałem już w ubiegłym roku.

Jeszcze kilka uwag technicznych. Filmy zaznaczone kursywą to takie w trakcie których sensu puszczane są jeszcze inne filmy. Czcionka wyszarzona oznacza film krótkometrażowych, których ocen nie sprawdzałem. W przypadku kiedy w ocenia wystepuje znak “/” oznacza to, że bazuje ona na bardzo małej liczbie głosów. Czyli 7.4/3 oznacza ocenę 7.4 przy oddanych tylko 3 głosach. Takie oceny są bardzo mało wiarygodne i trzeba do nich podchodzić z dużym dystansem.

Link do pliku w Google Docs znajdziecie tutaj.

Jeżeli natomiast potrzebujecie wersję do edycji możecie ją pobrać stąd (w formacie xls)

P.S. Dla znajomych wybierających się na festiwal. Zakładka „Selekcja” jest nadal zmienna, ze względu na odbywający się za tydzień turniej Polish Masters na, który też mam zamiar się wybrać. Tak więc jeżeli interesuje Was mój ostateczny rozkład jazdy to kontaktujcie się na priva.

Czy projektor zastąpi telewizor?

Ostatnio, na naszej firmowej liście dyskusyjnej, jeden z kolegów zadał pytanie dotyczące wyboru plazma vs lcd vs projektor. Ponieważ przed takim dylematem staje coraz więcej osób (sprzęt do kina domowego co roku staję coraz bardziej przestępny cenowo) pozwolę sobie dać Wam kilka praktycznych rad w tym temacie. Projektor posiadam od prawie 3 lat więc mogę co nieco powiedzieć na temat tego, jak się sprawuje ten typ urządzenia, do czego się nadaje i na co zwracać uwagę przy jego wyborze.

Odpowiadając na pytanie z tytułu wpisu

Projektor zdecydowanie NIE zastąpi telewizora. Poniżej znajdziecie argumenty oraz spostrzeżenia na poparcie tej tezy.

Czytaj dalej „Czy projektor zastąpi telewizor?”

Jak wybierać filmy na Nowe Horyzonty.

Wielkimi krokami zbliża się kolejna edycja festiwalu filmowego Era Nowe Horyzonty. Jako stały bywalec, również w tym roku zamierzam w nim uczestniczyć i jak co roku pojawiają się dylematy „na co pójść” czyli w jaki sposób wyselekcjonować 20-30 filmów z ponad 400, które będą wyświetlane. Bazując na swoim doświadczeniu wypracowałem własny algorytm selekcji. Pozwolicie więc, że podzielę się nim z Wami (nawet jeżeli macie własny sposób myślę, że lista wyświetlanych filmów z ocenami z największych portali filmowych przyda się każdemu).
Czytaj dalej…

Film: Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach (Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides)

Nie ukrywam, że pierwszą część sagi o karaibskich piratach stawiam jako wzór filmu przygodowego (obok i pierwszej i trzeciej części Indiany Jonesa). Jest to przykład na to, że kino mainstreamowe może być dobrze zrobione nie tylko pod względem technicznym ale również scenariuszowo-aktorskim. Część druga to również rozrywka na najwyższym poziome, natomiast trzecia został już nieco przekombinowana.

Tworzenie kolejnej odsłony można uznać za biznesowe eksploatowanie tematu i jak pokazał przykład czwartej części Indiany Jonesa nie koniecznie dobrze musi wpłynąć na markę serii (gwoli sprawiedliwości ostatniej części przygód słynnego archeologa nie widziałem ale ogólne opinie na jej temat nie napawają mnie wielką chęcią do obejrzenia).

Jak w tym kontekście wygląda sprawa z piratami? Otóż przyznam, że przez pierwszą połowę filmu było tak sobie…  niby zabawnie, dynamicznie i widowiskowo… ale odczuwałem zmęczenie materiału.

Koniec końców z kina wyszedłem jednak usatysfakcjonowany. Złożyła się na to druga połowa filmu. Choć wnosi ona tylko odrobinę świeżości, to scenarzyści, dzięki kilku punktom kulminacyjnym, potrafili wzbudzić moje zainteresowanie losami bohaterów, a przy tym nadal mieli sporo dystansu do swojej produkcji (kilka scen i dialogów jest naprawdę rewelacyjnych).

Aktorsko jest różnie. Nie zawodzi Johnny Depp, który w sumie nie pokazuje nic nowego… ale nadal go kupujemy w roli kapitana Jacka Sparrowa. Podobnie Geoffrey Rush to klasa sama w sobie. Nieco gorzej jest z nowymi postaciami, ani hiszpański temperament Penelopy Cruz ani najczarniejszy z czarnych bohaterów Ian McShane nie porwali mnie specjalnie.

Podsumowując użyje określenia mojej znajomej: „Piraci trzymają poziom piratów”. Więcej jeżeli podobały Wam się poprzednie części nie powinniście wyjść z kina rozczarowani.

P.S. Jak będziecie mieć chwilę po seansie to zostańcie do końca napisów 🙂

Moja subiektywna ocena: 8/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie:  Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach na FilmwebiePirates of the Caribbean: On Stranger Tides na IMDB

Film: Sala samobójców

Bardzo rzadko wybieram się do kina na polskie filmy. Powód? Zdecydowana większość z nich powinna dostać zakaz wyświetlania w tych przybytkach kultury. Inna sprawa, że szybko trafiają one jako załączniki w postaci płyt DVD do czasopism lub po prostu są „puszczane” w TV (oglądane przeze mnie tylko w święta, gdy przyjeżdżam w rodzinne strony). Tym razem jednak fatalny repertuar aktualnie wyświetlanych produkcji, skłonił mnie, wraz z moją dziewczyną, do zaryzykowania i obejrzenia Sali samobójców. I nie był to wcale zły wybór. Uprzedzam jednak, że film nie jest lekki, ani specjalnie przyjemny i jeżeli wybieracie się do kina na coś rozrywkowego, to poszukajcie sobie jakiegoś innego tytułu.

Czytaj dalej „Film: Sala samobójców”

Film: Poznasz przystojnego bruneta (You Will Meet a Tall Dark Stranger)

Na najnowszą produkcję Woodiego Allena wybierałem się niezbyt chętnie. Ten sceptycyzm spowodowała przypadkowa lektura pewnego bloga prowadzonego przez kinomankę, a zarazem fankę reżysera, która stwierdziła, że nie jest on w najwyższej formie. Przyznać trzeba, że ostatnio różnie z tym bywało, więc wizytę w kinie nie uznałem za obowiązkową. Ostatecznie przekonała mnie jednak wizja zacnego towarzystwa, z jakim miałem się wybrać na ten seans.

Jak się okazało, nie było tak źle jak można by wywnioskować czytając opinie w internecie, a pogłoski o słabszej formie reżysera są zdecydowanie przesadzone. Inna sprawa, że film przez dłuższy czas nie afiszuje się swoim „allenowskim” pochodzeniem. Dialogi nie są specjalnie cięte czy błyskotliwe, a sama historia, choć kilku wątkowa, przypomina sprawnie nakręcony film obyczajowy.

Tematyka już jest bliższa ostatnim obrazom reżysera dotyka bowiem takich spraw jak, nie do końca idealne związki i poszukiwania nowych wrażeń, romansów, niemocy twórczej, starzenia się czy znalezienia własnego sposobu na życie, które ostatecznie często pokazuje swoje przewrotne oblicze. Ironiczny styl Allena objawia się gdzieś dopiero w 3/4 filmu, z tym, że jest wyraźnie łagodniejszy, niż ten, który znamy i lubimy z początków jego kariery. Zostaje on jakby stłamszony i po seansie może nieco brakować mocnej puenty.

Rozumiem więc, że fani reżysera mogą czuć pewien niedosyt ale wcale nie uważam, że wyszło to filmowi na złe. Otrzymujemy co prawda mniej „Woodiego w Woodim” ale to nadal dobra produkcja, a tego zasługą może być właśnie fakt, że jest troszkę inna niż zwykle.

Przyjemny, momentami lekko zabawny film obyczajowy z wyborową obsadą aktorską. W sumie ciekawa propozycja na wiosenne popołudnie lub wczesny wieczór.

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie:  Poznasz przystojnego bruneta na Filmwebie,  You Will Meet a Tall Dark Stranger na IMDB

2010 Podsumowanie: Era Nowe Horyzonty

Korzystając z faktu, że zabrałem się za podsumowania 2010 roku udało mi się dokończyć wpis dotyczący 10. edycji festiwalu Era Nowe Horyzonty. Od kiedy impreza ta zawitała do Wrocławia, staram się, bardziej lub mniej intensywnie, w niej uczestniczyć. Podobnie było i w ubiegłym roku. ENH to dosyć specyficzny festiwal ocierający się o klimaty niszowe i niezależne, a na pewno eksperymentalne i artystyczne. Jak sama nazwa wskazuje ma prezentować różnorodne aspekty sztuki filmowej oraz poszerzać horyzonty filmowe widzów. W związku z tym, ważnym elementem przed wybraniem się na konkretny seans jest selekcja repertuaru. Różnorodność stylistyczna, tematyczna oraz jakościowa prezentowanych tam produkcji jest bardzo szeroka. Idąc „na festiwal” „w ciemno”, szczególnie zupełnie nie przygotowany widz, może się nie tylko rozczarować, ale dodatkowo zrazić i zniechęcić. W szczególności dotyczy to „niedzielnych kinomanów” – nie mających za często do czynienia z tego rodzaju filmami (nie grają ich raczej w multipleksach).

Czytaj dalej…

Maczeta

Film do którego trzeba podejść z duuużym dystansu.. ale jak się go już nabierze to może zapewnić całkiem przyjemnej (yhm… to chyba nie najlepsze sformułowanie) odstresowującej rozrywki. Od pierwszej scen produkcja ta nie udaje, że ma być czymś innym niż brutalnym widowiskiem w konwencji exploitation. Z sztampową fabułą, prawdziwymi twardzielami w roli głównej oraz pięknymi (i skąpo odzianymi – bez odzienia też się zdarzają) kobietami stanowiącymi tło historii.

Życie na granicy meksykańsko amerykańskiej nie jest proste. Tysiące emigrantów za wszelką cenę próbujący się dostać do krainy marzeń (USA), szemrane interesy mieszają się z wielka polityką i dużymi pieniędzmi. I tutaj wkracza nasz główny bohater, który zostaje uwikłany w ten skomplikowany świat na dodatek ze swoją własą przeszłością i vendettą. Wspominałem, że jest brutalnie?… to jeszcze raz uprzedzę.. jest, no ale fani Rodrigueza chyba się już do tego przyzwyczaili.

Obsada aktorska którą tu zobaczymy jest bardzo zróżnicowana samo zestawienie tych aktorów w jednej produkcji już musi budzić zainteresowanie. Po stronie twardych facetów mamy więc: Dannego Trejo, Stevena Seagala, Dona Johnsona i Roberta De Niro. Natomiast piękne kobiety reprezentują: Jessica Alba, Michelle Rodriguez oraz Lindsay Lohan. Do tego jeszcze kilka kultowych tekstów i mamy film dla bezkompromisowych widzów pragnących czystej i nie wymagającej rozrywki.

Komu się powinien spodobać:

  • fanom kina z pod znaku exploitation,
  • fanom twórczości Roberta Rodrigueza (i to nie koniecznie tym którym się podobał Sin City),
  • wszystkim potrafią wyłączyć mózg na czas projekcji i akceptującym sporo przemocy

Kto powinien unikać:

  • jeżeli nie łapiesz się w kategorię „komu powinien się spodobać”  to istnieje realna szansa, że może Ci się nie spodobać

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.) – ocena po wyłączeniu szarych komórek

Więcej informacji o filmie:  Maczeta na Filmwebie, Machete na IMDB

Tron

W związku ze zbliżającą się nieuchronnie premiera Tronu Dziedzictwo postanowiliśmy razem z przyjaciółmi odświeżyć sobie oryginalną wersje tego filmu z 1982 roku (pt. Tron). O ile pamięć mnie nie myliła film nie powalał fabułą. Jednak od czasów dzieciństwa, kiedy ostatni raz go oglądałem, intrygował i zapadł w pamięci na długie lata jako „coś fajnego”. Jak to  często z kultowymi obrazami bywa nie zawsze są one idealne. Tak jest też tym razem.

Fabuła i dialogi niestety budzą dzisiaj już co najwyżej chichot (i mówi to ktoś kto jest  pozytywnie nastawiony do tego obrazu). Terminologia, którą posługują się bohaterowie, brzmi dosyć „staroświecko” (o ile można użyć takiego określenia do nowych technologii) no i cóż tu ukrywać – nieco nonsensownie. Aktorstwo też nie zachwyca… ale tego w sumie można było się spodziewać. Natomiast warstwa wizualnej i efekty specjalne mimo wszystko nadal mają swój styl, urok i niepowtarzalny charakter (neonowe podświetlenia, wektorowe siatki modeli). Świat wewnątrz komputera wykreowany na potrzeby tego obrazu jest na tyle charakterystyczny, że zapisał się już w historii kinematografii jako ten „z trona” i warto go kojarzyć. Z ciekawostek to podobno film był na tyle przełomowy pod względem zastosowanych efektów specjalnych, że w 1983 roku Akademia Filmowa odmówiła jego twórcom przyznania nominacji do Oskara w kategorii najlepszych efektów wizualnych, uznając pionierskie zdjęcia opracowane dla filmu „Tron” za rodzaj „oszustwa” wobec bardziej tradycyjnych metod tworzenia obrazu. 7 lat później ta „pionierska technologia” została wykorzystana w filmie The Abyss (Głębia) Jamesa Camerona (tak tego Camerona od Titanica i Avatara) a film ten… otrzymał Oskara za efekty specjalne.
Film może być nieco ciężko strawny dla przeciętnego współczesnego widza (dzisiaj każdy ma już jakieś pojęcie o komputerach i nawet dla niego dialogi będą brzmieć dosyć  komicznie czy wręcz niedorzecznie) nie mniej należy sobie uświadomić czas w którym on powstawał, gdy komputery osobiste dopiero wdzierały się pod strzechy zwykłych ludzi, a dostęp do nich mieli głównie naukowcy. Zwróćcie uwagę, że w filmie pod pojęciem użytkownika określa kogoś, kto pisał programy, czyli dzisiejszego programistę (którzy aktualnie stanowią zaledwie niewielki odsetek użytkowników komputerów). Nadal warto jednak prześledzić uważnie film i doszukiwać się wielu odniesień i smaczków.
Mimo pewnych mankamentów jest to kawał historii SF, który warto zobaczyć choćby dla samych efektów specjalnych, które stały się milowym krokiem w dziedzinie grafiki komputerowej i trików wykorzystywanej w filmach. Warto też zapoznać się z różnymi ciekawostkami i odwołaniami do świata gier/komputerów/programowania zawarte w tym kultowym dziele (kilka linków z podpowiedziami znajdziecie poniżej tego wpisu). No i jeżeli ktoś wybiera się na Tron Dziedzictwo (który pewnie również nie będzie powalał fabułą) to jest to pozycja obowiązkowa choćby ze względu na nawiązania nowej wersji do swojego pierwowzoru (których już w trailerze widać sporo).

Komu się powinien spodobać:

  • starszym fascynatom komputerów,
  • wszyscy interesujący się efektami specjalnymi w filmie i jego historią,
  • miłośnicy retro  i 8-bitowych komputerów

Kto powinien unikać:

  • nie zainteresowani historią efektów specjalnych oraz komputerów,
  • miłośnicy szybkiej akcji i dzisiejszych efektów specjalnych
  • oczekujący głównie ciekawych dialogów i fabuły

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie:  Tron na Filmwebie, Tron na IMDB

Dodatkowe materiały i ciekawostki znajdziecie m.in na:

http://www.imdb.com/title/tt0084827/trivia
http://tron.wikia.com/wiki/Tron_(film)

http://extratv.warnerbros.com/2010/12/tron_trivia_tron_movie_quotes.php

A dla tych, którzy jeszcze nie do końca wierzą jak mocno na pop kulturę odcisnął się świat wygenerowany dla potrzeb tego filmu GAME ON czyli sesja Playboya w stylu Trona 😉

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać

Ponownie Woody Allen z początku swojej twórczości filmowej. Film ten już widziałem kilka lat temu jako jeden z pierwszych tego reżysera i m.in dzięki niemu postanowiłem bliżej zapoznać się z twórczością tego amerykańskiego komika. Nie da się ukryć, że wówczas wydawał mi się nieco lepszy. I nie chodzi tutaj o skecze, którą przeszły już do historii kina (atak wielkiego cyca, teleturniej opowiedz mi o swojej perwersji czy też co się dzieje podczas ejakulacji) ale o dialogi które nie są tu, aż tak rewelacyjne jak choćby w niedawno oglądanym „Miłość i śmierć„. Mimo wszystko jest to film dla miłośników absurdalnego humoru w stylu Monthy Pythona. Nawet jego konstrukcja nawiązuje do „Latającego cyrku..” gdyż jest to po prostu zbiór skeczy traktujący o różnych problemach  (i zboczeniach) związanych z seksualnością człowieka. Wszystko oczywiście podane z dużą dozą dystansu i absurdu. I ze względu na wspomniane wcześniej już klasyczne skecze warto ten film poznać.

Komu się powinien spodobać:

  • miłośnikom absurdalnego humoru,
  • otwartym na sferę seksualności człowieka (w wydaniu mocno ironicznym),
  • wszystkim tym którzy chcieli by się dowiedzieć czegoś o seksie (w przeróżnych jego aspektach 😉

Kto powinien unikać:

  • nielubiący humoru abstrakcyjnego/absurdalnego,
  • konserwatyści w sprawach seksualnych

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie:  Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać na Filmwebie,  

Everything You Always Wanted to Know About Sex * But Were Afraid to Ask na IMDB

 

Szybcy i wściekli: Tokio Drift (Blu-ray)

Przymierzając się do odświeżenia trzeciej części szybkich i wściekłych jakoś nie miałem żadnych konkretnych wspomnień z wcześniejszego seansu… po jego ponownym obejrzeniu już wiem dlaczego…. Jest nijak. Film odbiega poziomem od dwóch pierwszych części i to – pewnie nie będzie zaskoczeniem – in minus. Produkcja niczym się nie wyróżnia, ani na tle poprzedników, ani w ogóle. Nie pomogło nawet przeniesienie akcji do żywego i pełnego neonów Tokio. Historia nie wciąga, muzyka nie porywa (a nawet momentami japońskie disco irytuje), sceny wyścigów też średnio emocjonujące (samochody tym razem nie są tak szybkie ponieważ jak sam tytuł wskazuje króluje tutaj drifting). Już lepiej zagrać w Need for Speed Carbon (swoją drogą kanion z tej gry chyba był wzorowany na finałowym miejscu wyścigów z tego filmu). Nawet japonki są jakoś mało orientalne. (Tak na marginesie wygląda jakby obniżono kategorię wiekową w porównaniu do wcześniejszych części). Na dodatek wydanie na Blu-ray niczym nie zaskakuje. Średniak po prostu.

Bardzo przeciętny film dla zagorzałych fanów serii lub driftingu. Jeżeli nie należysz do którejś z tych kategorii poszukaj czegoś innego.

Moja subiektywna ocena: 5/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie: Szybcy i wściekli: Tokio Drift na Filmwebie, The Fast and the Furious: Tokio Drift na IMDB

American Film Festival 2010: Piątek

20. października rozpoczął się pierwszy American Film Festival, kolejny po Erze Nowe Horyzonty, festiwal filmowy we Wrocławiu sygnowany nazwiskiem Romana Gutka. Tym razem ma być nieco bardziej mainstreamowo i nie tak hermetycznie jak na ENH. Ze względu na splot różnych wydarzeń ominęły mnie dwa pierwsze dni festiwalu. Dlatego też relację rozpocznę od piątku. Tego dnia w planach miałem jeden, w porywach, do dwóch filmów (co do drugiego to nie byłem pewny czy chciałem to obejrzeć ;). Zapraszam dalej po szczegóły.

Czytaj dalej…

„The Social Network” – lektura obowiązkowa dla naszych dzieci

Fincher w wyśmienitej formie… choć z drugiej strony gdybym nie wiedział, że to on wyreżyserował ten film, to pewnie bym się nie domyślił (wcześniejsze jego dzieła to m.in Podziemny krąg i Siedem). Tak, to jest ten „film o Facebooku„… no dobra (na szczęście) nie do końca o tym ale takie określenie najczęściej pojawia się przy próbie opisu jego fabuły.

Czytaj dalej…

Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga’Hoole

Tak się składa, że zostało mi jeszcze sporo karnetów na seanse filmowe, które muszę wykorzystać w dosyć krótkim czasie. Ostatnio ich liczba mnie nieco przytłoczyła i czas było w końcu wybrać się na coś do kina (choć repertuar zbytnio nie rozpieszczał). Wśród karnetów ostały się również te na filmy 3D. Ze skromnej oferty produkcji w tym formacie padło w końcu  na Legendy sowiego królestwa… I trzeba przyznać, że był to bardzo trafny wybór. Jest to bajka, o sowach jak się pewnie domyśliliście po tytule, wyreżyserowana przez Zacka Snydera znanego z „300” czy choćby „Świtu żywych trupów„. Reżyser ten do tej pory kojarzony był z nieco bardziej „krwawymi filmami” i tym razem opowiadana historia która, mimo że skierowana dla dzieci, jest nieco mroczniejsza, niż mogłoby się wydawać po jej tematyce.

Sama fabuła zbytnio nie rozpieszcza i jest dosyć standardowa (jak to w filmach dla najmłodszych). Widać w niej mocne inspiracje Władcą Pierścieni. Mamy więc mityczne siły światła i cienia, które kiedyś zostały pokonane ale znów się odradzają i rosną w siłę, aby przejąć władze nad światem. Oprócz motywów, które spotykamy w każdej baśni dla dzieci, z tych nieco mnie ogranych, jest historia dwóch braci, którzy w pewnym momencie obierają inne ścieżki życiowe. Fabularnie jest więc przeciętnie, jednak prawdziwa uczta czeka tutaj na miłośników grafiki i animacji komputerowej. Film wizualnie, w wielu miejscach, zachwyca. Nawiązania do ekranizacji trylogii nakręconej przez Petera Jacksona widać również i tutaj, a w szczególności – kolorystyce. Przez większość sensu jest mroczno i ponuro – co w natłoku kreskówkowych produkcji dreamworksa lub disneya jest ciekawą odmianą. Graficy i animatorzy przedstawiają nam różne oblicza świata, fantastycznie odwzorowano wszystkie żywioły: ziemię, ogień, morze wraz ze sztormami i powietrze gdzie rozgrywa się spora część akcji… Wisienką, na przysłowiowym, torcie są główni, puchaci bohaterowie… czyli różnego rodzaju sowy. Akcja w wielu ujęciach odbywa się w przestworzach, a nieustanny ruch/lot kamery jest bardzo dynamiczny i pełny widowiskowych sekwencji. Walki podniebne wraz z dobrze wykorzystanymi efektami 3D (w końcu jakiś film gdzie nie musiano ich wrzucać na siłę) dostarczą wrażeń wszystkim miłośnikom takich klasyków jak Top Gun czy Błękitny grom.

Jeżeli chcecie się wybrać na coś w 3D, to zdecydowanie, jest to jedna z najciekawszych obecnie dostępnych produkcji.

Komu może się spodobać:

  • wszystkich zachwycającym się możliwościami dzisiejszej grafiki i animacji komputerowej,
  • jeżeli chcesz zobaczyć film 3D i nie żałować wydanej mamony to nie powinieneś się zawieść,
  • wersja 2D też się spokojnie obroni,
  • dla miłośników widoków z lotu ptaka oraz walk w przestworzach

Kto powinien unikać:

  • film, mimo że bajka, jest jednak nieco mroczny i być może nie do końca odpowiedni dla najmłodszych widzów

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie: Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga’Hoole na Filmwebie, Legend of the Guardians: The Owls of Ga’Hoole na IMDB

Za szybcy, za wściekli (Blu-ray)

Ostatnio było o Szybkich i wściekłych, dzisiaj czas na kontynuacje. W drugiej części jest więcej, lepiej, szybciej.. a także bardziej neonowo, plastikowo i nieco… tandetnie (tak, tak chodzi między innymi o różową brykę Suki). Tym razem scenariusz jest nieco płytszy ale akurat temu filmowi to specjalnie nie przeszkadza. Dodano nieco więcej wyścigów, które w tej części zrobione są zdecydowanie na większą skalę (w szczególności ostatnie pół godziny ). Muzyki tu jakby nieco mniej, w drugim planie za to więcej roznegliżowanych dziewczyn i bardziej lansiarskich aut. Mniejszy też nacisk położono na tuning i zamiłowanie do silników, a więcej na widowiskowość i akcje.

Jeżeli chodzi o samo wydanie na blu-ray’u jest nieco słabiej niż w części pierwszej. Dźwięk już tak nie wbija w fotel, a z dodatków to chyba najciekawszy jest 6 minutowy prequel, który przedstawia historyjkę (w formie wideoklipu) spajającą pierwszą i drugą część serii.

Komu może się spodobać:

  • jeżeli podobała Ci się część pierwsza, to druga, pod pewnymi względami, jest nawet lepsza (co w sequelach jest nie często spotykane)
  • miłośnikom szybkich, kolorowych samochodów, i nadal… pięknych i seksownych kobiet

Kto powinien unikać:

  • kino jeszcze bardziej rozrywkowe niż „jedynka”
  • jeżeli nie lubisz „plastikowych wozów” i „lansiarskiego” stylu bycia – to też może Ci się nie spodobać

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie: Za szybcy, za wściekli na Filmwebie, 2 Fast 2 Furious na IMDB

P.S Wyjaśniła się chyba kwestia dodatków BD-Live z pierwszej części filmu. Wszystko wskazuje na to, że w polskiej edycji niestety nie ma pełnego wsparcia dla BD-Live (brakuje takiej opcji w menu – natomiast w screenach z menu wersji amerykańskiej coś takiego widziałem). Jak widać nadal jesteśmy traktowania jak kraj trzeciego świata 😦

Szybcy i wściekli (Blu-ray)

Z okazji promocji w Saturnie dałem się naciągnąć na 3 pierwsze filmy z serii Szybcy i wściekli – w wydaniu na Blu-ray’u. Filmy te kiedyś już widziałem i wspominałem je dosyć pozytywnie. Mając ochotę na coś lekkiego w sobotnie popołudnie przypomniałem sobie część pierwszą, aby, po latach, zweryfikować swoje odczucia. Dla tych którzy nie kojarzą tego tytułu krótkie wprowadzenie. Jest to film sensacyjny gdzie główne skrzypce grają szybkie, tuningowane samochody, podziemne środowisko związane z nielegalnymi wyścigami i pięknymi kobietami w tle. Szczerze powiedziawszy wydawało mi się, że samochody będą piękniejsze a kobiety szybsze 😉 … ale jak się okazało twórcy mieli jednak nieco ambicji i nie potraktowali fabuły po macoszemu. Oczywiście nie jest to jakiś szczyt wyrafinowania ale nie wszystko jest tak oczywiste, jak na pierwszy rzut oka, może się wydawać. Mamy tu trudne wybory, szeroką galerię archetypów postaci „z przeszłością” oraz różnymi motywy, które nimi kierują. Co do gry aktorskiej to oprócz głównych bohaterów (Vin Diesel, Paul Walker), którzy grają poprawnie (Jordana Brewster jako Mia jest nawet całkiem dobra), kilka scen wyszło niestety strasznie sztucznie… cóż, trudno, nie po to w końcu się sięga po tego typu film, aby podziwiać naturalność scen czy finezję gry aktorskiej. Tutaj chodzi przede wszystkim o pasje do silników, samochodów oraz prędkość… i do tych elementów już nie sposób się przyczepić. Wyścigi są emocjonujące, dynamiczne i dobrze nakręcone. Czuć pęd, szybkość i adrenalinę, a nawet… lekki niedosyt. Przyznam szczerzę, że wydawało mi się, że wyścigów było więcej… Soundtrack też jest ok (chyba najlepszy z serii) ze względu na swą różnorodność (głównie elektronika, odrobinę hip hopu, nawet rytmy latino da się usłyszeć) – jeżeli lubicie te klimaty, to pomimo braku jakichś ewidentnych hitów, tym elementem się nie rozczarujecie.

Jeszcze kilka słów o wydaniu Blu-Ray. O ile obraz jest poprawny o tyle realizacja dźwiękowa jest świetna i od początku filmu nie miałem już wątpliwości, że warto było dołożyć troszkę więcej do edycji na „niebieskim krążku”. Wszystkie 5 + 1 głośników nie mają odpoczynku, i chodzi nie tylko o efekty dźwiękowe (w szczególności ryk silników) ale także o muzykę, która buja się rytmicznie po pokoju. Dźwiękowo to naprawdę bardzo dobrze zrealizowany film. Na płycie znajduje się też mnóstwo dodatków. Oprócz standardowych jak: wycięte sceny, komentarzy twórców, trailerów, videoklipy, etc… jest bardzo fajna opcja Video Mash-up. Polega ona na tym, że dobierając jeden z utworów ze ścieżki dźwiękowej a następnie wybrane ujęcia z filmu można skomponować swój własny trailer. Sceny podzielone są na kategorie: girls, cars, guys, fights… Chwilka zabawy i mamy swój własny teledysk. Istnieje nawet możliwość wysłania go do przyjaciół… niestety z nieznanych mi przyczyn próba uruchomienia tej opcji kończyła się informacją abym sprawdził najnowszy soft, bo mój BD Player nie odtwarza profilu 2.0 (PS3 powinno odtwarzać od bardzo dawna)… więc niestety nie mogę zaprezentować Wam „mojego trailera”… Nie mniej, bardzo fajny feature – odróżniający tą edycje od wersji na DVD. Kolejną z ciekawych opcji dostępnych w edycji blu-ray’owej jest U-Control. W trakcie seansu pozwala ona nie tylko na zobaczenie komentarzy twórców (przedstawiane  jako „obraz w obrazie”) ale również Tech Spec – specyfikacja techniczna fur, które aktualnie są na ekranie. Blu-Ray ma potencjał!

Komu może się spodobać:

  • miłośnikom szybkich samochodów, silników, adrenaliny oraz… pięknych kobiet,
  • film dosyć lekki ale twórcy do scenariusza troszkę się przyłożyli (nie jest oczywisty – wyróżnia się pozytywnie na tle podobnych produkcji),
  • kobiety są seksowne i szybkie (… potrafią szybko prowadzić samochody)

Kto powinien unikać:

  • nie jest to kino z najwyższej półki, momentami drażni sztuczność scen,
  • jeżeli nie lubisz ryku samochodów oraz kolorowych neonowo podświetlanych bryk – to również ten film nie jest dla Ciebie

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie: Szybcy i wściekli na Filmwebie, The Fast and the Furious na IMDB

Titan – Nowa Ziemia

Przygodowy film SF, w którym połączono animację klasyczną z komputerową uzyskując bardzo ciekawy efekt końcowy. Sama historyjka nie jest zbyt oryginalna i zawiera standardowe schematy charakterystyczne dla kina przygodowego. Główni bohaterowie szukają nowej ziemi (a dokładnie skonstruowanego przed zagładą zielonej planety przez obcych – tytułowego Titana, który jest ostatnią nadzieją ludzkości). Niewątpliwie najciekawsza w tym filmie jest strona techniczna. Zastosowaniu tutaj połączenie klasycznej animacji postaci z renderowanymi tłami. Choć film ma już swoje lata (powstał w 2000 roku) to nadal wizualnie robi spore wrażenie (szczególnie akcja w wodorowym lesie czy wśród lodowych planetoid). I głównie dla wizualnych efektów warto obejrzeć ten film. Fabuła choć dosyć mało oryginalna to jednak jest sprawnie napisana i film generalnie dobrze się ogląda. Wyróżnia się również muzyka.

Komu może się spodobać:

  • fani kina sci-fi,
  • lubiący podziwiać efekty wizualne

Kto powinien unikać:

  • nie przepadający za sci-fi lub animacją,
  • szukający intrygującej fabuły,
  • Ci którzy przedkładają treść nad formę

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie: Titan – Nowa Ziemia na FilmwebieTitan A.E na IMDB

Cyborg Girl

Od czasu do czasu dobrze jest, dla odmiany, obejrzeć sobie coś z poza naszej szerokości geograficzne i nie koniecznie musi to być coś ambitnego. W ten weekend padło na współczesne kino japońskie pod tytułem Cyborg Girl. Uwaga, jest to komedia romantyczna sci-fi. Niezbyt często spotykana kombinacja (przynajmniej w naszych kinach). Nie będzie chyba zbyt wielkim spoilerem (patrząc na tytuł) jeżeli powiem, że jedną z głównych bohaterek jest dziewczyna-cyborg, a drugim pewien, dosyć przeciętny, student. Wszystko zaczyna się jak standardowa komedia romantyczna. Przez pierwsze pół godziny (niemalże) nie odbiega od kanonu gatunku… później otrzymujemy jednak, jak to często u Japończyków bywa, spory miszmasz rodzajowy.

Do stworzenia tego cybernetycznego dania wzięto odrobinę Terminatora z elementami Supermena, zmieszano z komedią młodzieżową, okraszano to czystym sci-fi z domieszką kina katastroficznego. Wszystko to przeplatane wieloma scenami romantycznymi i sporą dozą sentymentalizmu. W filmie przewija się kilka, dosyć poważnych, tematów, które czasami nieco popadają w banał, bądź zbytni dramatyzm (choć zaraz film nadrabia to różnorodnością gatunkową). Zdarzają się też dłużyzny. W sumie jednak całkiem sympatyczna produkcja, jako odskocznia od większości filmów, które można spotkać w rodzimych multipleksach.

Komu może się spodobać:
– miłośnikom komedii romantycznych, którzy mają już dosyć polskich filmów z tego gatunku i chcą zobaczyć jak to się robi w Japonii
– miłośnicy niezobowiązującego sci-fi i lekko zakręconych historii też znajdą coś dla siebie
– fani cyber-dziewczyn (obowiązkowo 🙂 oraz Haruki Ayase (jak ktoś nie kojarzy kto to, to po tym filmie pewnie już będzie 😉

Kto powinien unikać:
– jak nie przepadasz za komediami romantycznymi – to możesz się znudzić
– jak przepadasz tylko za klasycznymi komediami romantycznymi – możesz przeżyć szok gatunkowy

Moja subiektywna ocena: 6/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie: Cyborg Girl na FilmwebieBoku no kanojo wa saibôgu na IMDB

P.S Nie wyłączajcie przypadkiem zbyt wcześnie odbiorników (jest parę nieco przy długich i przedramatyzowanych scen gdzieś w trzech czwartych filmu) końcówka ma kilka twistów i pokazuje, że twórcy mieli troszkę dystansu do tego co robią.

Bazyl. Człowiek z kulą w głowie

Jean-Pierre Jeunet znów dostarcza nam bardzo klimatyczną, nieco groteskową i okraszoną wisielczym humorem czarną komedię kryminalną. Podobnie jak w Delicatessen i (w nieco mniejszym stopniu) Amelii mamy tu do czynienia z grupą wyrzutków społecznych o oryginalnych pasjach i umiejętnościach, które wykorzystują aby naprawić zły świat. Sympatyczni bohaterowie, charakterystycznie nasycone, piękne kadry wraz z oryginalną scenografią, tworzą specyficzny, nieco surrealistyczny styl charakterystyczny dla tego reżysera. Film posiada wiele smaczków zarówno dla miłośników wcześniejszych dokonań tych twórców jaki i ogólnie fanów X muzy.

Jeżeli czytając tą, przyznaję mało konkretną ;), recenzję nadal nie wiesz, czy warto się wybrać na tę produkcję (nie miałeś okazji widzieć innych filmów Jeunet‚a i nie wiesz czego się spodziewać), to mam dla Ciebie wskazówkę. Jeżeli w kinie szukasz choć odrobiny oryginalności i bardziej wciągają Cię kreowane, nieco odrealnione światy niż twarda rzeczywistość – spróbuj i zaryzykuj – jest duża szansa, że Ci się spodoba. Ja, w każdym razie, polecam.

Komu się powinien spodobać:

  • obowiązkowo dla tych, którym odpowiadał klimat Delicatessen oraz Amelii,
  • lubiących nieco wyidealizowany, choć miejscami nasycony wisielczym humorem, nieco magiczny świat, gdzie prawie wszystko jest możliwe

Kto powinien unikać:

  • jeżeli nie podobały Ci się wcześniejsze dokonania tego reżysera… to ten film, raczej też Ci się nie spodoba,
  • nie lubiący „dziwnych” filmów

Moja subiektywna ocena: 8/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie: Bazyl. Człowiek z kulą w głowie na FilmwebieMicmacs à tire-larigot na IMDB

Incepcja – dlaczego zrobiono z tego film akcji :(

Christopher Nolan to bardzo utalentowany i interesujący reżyser. Od czasu Memento stał się rozpoznawalnym twórcą, którego nowe projekty wzbudzały spore zainteresowanie jeszcze długo przed premierą. Incepcja, jego najmłodsze dziecko, posiada spory potencjał tkwiący w intrygującym pomyśle oraz  szkatułkowej kompozycji fabuły. I choć film uważam za bardzo dobry, to mimo wszystko zmarnowano szansę na jeden z najciekawszych dzieł filmowych ostatnich lat (uprzedzam fakty – niestety to nie jest poziom Matrix‚a, a z takimi głosami też się zetknąłem).

W czym tkwi problem? Otóż film (a raczej to reżyser lub producenci) poszedł nie w tym kierunku co powinien. Zamiast pasjonującego thrillera otrzymaliśmy nieco bardziej zakręcony film sensacyjny. Na dodatek Nolan nie potrafi kręcić scen akcji. Pokazał to już w Batmanach i od tego czasu nic się nie nauczył. Poszatkowane ujęcia, z którymi miałem problem już w opowieściach o Mrocznym Rycerzu, tutaj również występują i, podobnie jak tam, zamiast dynamizowania scen, tworzą totalny chaos. Jeżeli sam Nolan nie potrafi kręcić takich sekwencji to powinien poprosić o pomoc kogoś, kto się na tym zna (polscy mistrzowie kamery się kłaniają: Wolski, Kamiński czy Idziak). Szkoda, że zamiast stworzyć psychologiczny  dreszczowiec, na siłę dodano liczne sceny pościgów oraz strzelaniny, które nie specjalnie trzymają w napięciu. W Memento obyło się bez takich fajerwerków, a film potrafił się obronić.
Seans jest dosyć długi dlatego też, pewnie ze względu na amerykańskich widzów, wiele scen pocięto i kilku momentom brakuje ‚psychologicznej głębi’. Kilka wniosków wyłożonych jest na tacy, nie dając możliwości wykazania się co bardziej ambitnym kinomanom.

Obsada nie wzbudza zastrzeżeń. Oprócz trzymającego, jak zwykle, swój wysoki poziom DiCaprio mamy tutaj, moją ulubioną, aktorkę młodego pokolenia Ellan Page (znaną choćby z Juno, Fragmentów Tracey czy też Pułapki) oraz wybijającego się z całej obsady Toma Hardiego. Podsumowując film bardzo dobry, acz nie wybitny (a jeżeli ktoś twierdzi, że bardziej zagmatwanej fabuły nie widział, to polecam obejrzeć polski film nakręcony ponad 45 lat temu przez Wojciecha Jerzego Hassa pt. „Rękopis znaleziony w Saragossie” ręczę, że film jest jeszcze bardziej zakręcony i… po prostu lepszy).

Komu się powinien spodobać:

  • miłośnikom nieco bardziej skomplikowanych filmów akcji,
  • fanom filmów o kompozycji szkatułkowej (jeżeli nie wiesz co to jest obejrzyj wspomniany przed momentem „Rękopis…

Kto powinien unikać:

  • nie lubiący zbytniego wysilania umysłu w trakcie filmów sensacyjnych,
  • osobom „na kacu”

Moja subiektywna ocena: 8/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie:  Incepcja na FilmwebieInception na IMDB

Miłość i śmierć – „film twórcy Vicky Cristina Barcelona”

Druga część tytułu tego wpisu to slogan dystrybutor zachęcający do sięgnięcia po jeden z ostatnich film Woodiego Allena pt. „Co nas kręci, co nas podnieca„. Jak dla mnie brzmi nieco komicznie. Jak można tak oryginalnego twórcę jak Allen kojarzyć tylko z jednego filmu… Dla tych, którzy nie widzieli innych jego produkcji – polecam Miłość i Śmierć. Film został nakręcony w roku 1975 czyli w okresie zwanym przeze mnie – „wczesny Woody Allen”. W podobnym czasie i stylistyce powstały takie obrazy jak „Śpioch” czy „Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, a baliście się zapytać„. To one zdefiniowały Woodiego Allena, jakiego większość miłośników kina kojarzy, lubi i szanuje.
Kim więc jest bohater kreowany w tym i pochodzących z tego okresu filmach? W roli głównej sam reżyser czyli intelektualista-nieudacznika, który mimo swej „fajtłapawości” ma powodzenie u kobiet. Historia rozgrywa się w carskiej Rosji podczas wojen napoleońskich, a główny bohater jest Rosjaninem, który nieoczekiwanie, wbrew swojemu pacyfistycznemu podejściu do życia, zostaje bohaterem wojenny… Oczywiście w tle mamy wielką miłość, i jak się domyślacie – śmierć. Jeżeli w tym momencie chcecie przerwać czytanie to zdecydowanie nie róbcie tego. Nie, to nie jest nudny film historyczny. Z historią ma on nie wiele wspólnego – z nudą również :).
Czego więc możecie się spodziewać po tym wczesnym etapie twórczości Woodiego Allena? Znajdziecie tu zarówno ducha Monthy Pythona jak i gagi rodem z komedii slapstikowych (w stylu Braci Marx czy Charliego Chaplina). Jak na intelektualistę przystało, sporo jest zabawnych odniesienia do kultury (tutaj np. dialog o książkach Dostojewskiego) i historii, a także rozważań filozoficznych na tematy egzystencjalne i metafizyczne.  Wszystko to podane w bardzo humorystyczny, często absurdalny, a przez to przekomiczny sposób. Błyskotliwych dialogów oraz one-linerów jest tyle, że  z powodzeniem można by obdzielić nimi wszystkie tegoroczne blockbustery. Gdy, po seansie, przyszło nam wybrać najlepsze cytaty, to mieliśmy problem, gdyż co drugi spokojnie mógłby pretendować do tego tytułu. Tak, to stary, dobry Woody Allen jakiego ja lubię i myślę, że sporej liczbie z Was również przypadnie do gustu. Jeżeli z twórczości Woodiego kojarzysz tylko ostatnie jego produkcje… to spróbuj się zmierzyć z tym filmem… być może odkryjesz swojego nowego ulubionego reżysera.

Komu się powinien spodobać:

  • miłośnikom absurdalnego humoru,
  • ludziom otwartym na różne poglądy filozoficzne/społeczne,
  • niespełnionym intelektualistom

Kto powinien unikać:

  • nielubiący humoru abstrakcyjnego/absurdalnego i wymagającego odrobiny myślenia,
  • konserwatyści (we wszelkich swoich poglądach)

Moja subiektywna ocena: 8/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie:  Miłość i śmierć na FilmwebieLove and Death na IMDB

P.S. Film ten w stylistyce odbiega od cytowanego na wstępie Vicky Cristina Barcelona… Allen był młodszy, miał mniej ograniczeń i zdecydowanie nie musiał przymilać się publiczności multipleksów – żeby nie było, że nie ostrzegałem 😉

Gorączka sobotniej nocy

Zabierając się za ten klasyk, w niedzielne popołudnie, nastawiłem się na rozrywkowy musical w style Grease… Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że nie jest to musical ale rasowy dramat obyczajowy.

W filmie poruszono mnóstwo motywów, począwszy od imigracji (włoskiej i latynoskiej), przez problemy rodzinne, związane z pracą, oczekiwaniami rodziców wobec dzieci, dylematy religijne i moralne. Mamy dywagacje nad wyborami dróg życiowych, ponoszenie konsekwencji za własne czyny czy lojalność wobec przyjaciół. Na dodatek  jest wątek niespełnionych miłości, a także samotności, potrzebie akceptacji przez drugiego człowieka oraz znaczeniu przyjaźni (tej męskiej ale też i tej między płciowej). Dopiero na drugim planie znajdują się wyczyny taneczne Travolty, stylistyka disco lat 70-tych oraz majaczący na horyzoncie Nowy Jork, gdzie rozgrywa się akcja, z dwoma słynnymi dzielnicami Brooklynem i Manhattanem. Całkiem sporo poważnej tematyki jak na lekki, łatwy i przyjemny film na jaki się nastawiałem.

Komu się powinien spodobać:

  • fanom muzyki z lat 70-tych, Bee Gees i Johna Travolty (nawet jak ktoś nie jest fanem to warto zobaczyć go w akcji)
  • miłośnikom filmów obyczajowych

Kto powinien unikać:

  • nie jest to film łatwy, prosty i przyjemny (i oprócz Travolty i jego popisów tanecznych, nic go nie łączy z Greasem)
  • nie jest to też infantylny musical (bohaterowie nie śpiewają), a taniec i muzyka jest tylko tłem dla historii bohaterów – choć tłem mającym swoje znaczenie i wyróżniającym go wśród innych podobnych filmów

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie: Gorączka sobotniej nocy na Filmwebie, Saturday Night Fever na IMDB

Podróże w czasie: najczęściej zadawane pytania

Nie, to nie będzie wpis dotyczący fizyki kwantowej, a wrażenia z filmu pod taki to właśnie tytułem. Frequently Asked Questions About Time Travel (oryginalny tytuł tej produkcji) jest to całkiem przyjemna komedia delikatnie parodiująca najczęstsze motywy występujące w filmach sci-fi dotyczące podróży w czasie. Mamy więc tu igranie ideami z takich obrazów jak Star Trek, Efekt motyla czy Powrót do przyszłości.  Spora liczba odniesień do popkultury i nieco zagmatwana fabuła sprawiają, że film choć lekki, wymaga odrobiny skupienia i koncentracji w trakcie seansu. Głównymi bohaterami jest tu trójka nieudaczników, którzy lubią sobie w pubie pofilozofować o swoich zainteresowaniach. Wśród tych zainteresowań, są między innymi: science fiction, popkultura, a także (jak się zapewne już domyślacie)… podróże w czasie. Czuć w ich rozważaniach ducha postaci stworzonych przez Kevina Smitha (dialogi o Gwiezdnych Wojnach z Clerks) czy też bohaterów z Human Traffic (dyskusje na podobny temat w trakcie imprezy). Film jest raczej niskobudżetowy i nie ma zbyt wielu efektów specjalnych – nie jest to więc kino stricte SF, a raczej tylko utrzymane w konwencji tego gatunku.

Komu się powinien spodobać:

  • miłośnikom sci-fi (o przepraszam science fiction 😉 potrafiących z dystansem podejść do gatunku,
  • lubujących się w rozważaniach na temat pop-kultury, a la bohaterowie z filmów Kevina Smitha

Kto powinien unikać:

  • miłośnicy głupich parodii,
  • miłośnicy sci-fi, którzy mają zacięcie naukowe lub oczekują strzelanin i efektów specjalnych,
  • ci którzy nie przepadają za sci-fi (brak frajdy z odnajdywania nawiązań)

Moja subiektywna ocena: 7/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej informacji o filmie:  Podróże w czasie: najczęściej zadawane pytania na FilmwebieFrequently Asked Questions About Time Travel na IMDB

P.S Jeżeli w przyszłości Final CountdownEuropu ma brzmieć jak na napisach końcowych tego filmu… to ja chcę się cofnąć w czasie…

Salt – „ten film z Olbrychskim”

Tak określiła go jedna ze znajomych, wzbudzając ogólną wesołość wśród męskiej części ekipy, z którą wybrałem się na ten film. Tak gwoli wyjaśnienie (dla tych którzy nie słyszeli o tej produkcji). Jest to amerykański film sensacyjno-szpiegowski, w którym epizod (dosyć znaczący dla fabuły ale jednak epizod) gra Daniel Olbrychski, natomiast główna rola przypadła Angelinie Jolie… i można by powiedzieć – wszystko staje się jasne.

Czytaj dalej…