czyli Buffy the Vampire Slayer lub bardziej swojsko Buffy Pogromcę Wampirów.
Jeżeli czytając tę nazwę uśmiechacie się ironicznie i zastanawiacie się, jak serial o takim tytule można traktować poważnie… to przeczytajcie ten tekst… bo zapewniam, że można i to momentami “śmiertelnie” poważnie.

BtVS to kultowy serial o uczennicy szkoły średniej która… walczy z wampirami, demonami i innymi fantastycznymi stworami zamieszkującymi różne wymiary, zakochując się w międzyczasie w wampirze… a przy okazji niejednokrotnie ratując świat… Nie, nie przerywajcie czytania w tym miejscu. Wbrew pozorom to nie jest Zmierzch (choć nie da się ukryć, że twórcy tego drugiego zainspirowali się motywem z Buffy).
Jest to jedyny serial trwający kilka sezonów, który obejrzałem w całości (7 sezonów, 144 odcinki)… – 3 razy (i to już powinno dać Wam do myślenia – dla tych, którzy trafili na mój blog przypadkowo informuję, że jestem tak, ze dwa razy, starszy od przeciętnego fana Zmierzchu).
Dla jasności, powyższy opis, choć jest najczęściej spotykanym streszczeniem, nie do końca jest miarodajny, ponieważ bazuje, co najwyżej, na kilku odcinkach pochodzących z pierwszego sezonu. Z drugiej strony ciężko w kilku słowach oddać ducha, klimat, poruszane tematy, złożoność, pomysły i nawiązania czy też wszelkie zależności uniwersum stworzonego przez jego twórców.
Jak się zaczęła moja przygoda z Buffy
Na początku był film pełnometrażowy, pod tym samym tytułem, którego… jednak nie polecam. (Przynajmniej do czasu obejrzenia całego serialu – w przeciwnym wypadku możecie się, nie potrzebnie, zniechęcić.) Film, oprócz dosłownie kilku błyskotliwych one-linerów niczym pozytywnym, niestety, się nie wyróżniał. Jak mówił twórca pomysłu i scenarzysta Joss Whedon, zabił go Donald Sutherland, świetny aktor, który jednak kompletnie nie odnalazł się w zamierzeniach twórców i przerabiał na planie całe kwestie dialogowe oraz ujęcia (był największą gwiazdą tej produkcji więc mógł sobie pozwolić na ingerowanie w scenariusz i poczynania reżysera).
Zapomnijmy więc o tym wypadku i przejdźmy do dania głównego czyli serialu.
Serial Buffy to fenomen. Fenomen na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim jest to film postmodernistycznym. Łączący wiele gatunków począwszy od fantasy, sci-fi, komedii, dramatu, przez film młodzieżowy, horror po obyczaj. Znajdziecie w nim także odcinek w formie musicalu oraz prawie całkowicie pozbawiony dialogów. Garściami czerpie on z popkultury, odniesień do klasycznych dział filmowych i literackich, wierzeń religijnych, mitów, legend oraz… samego siebie.
Pierwszy sezon powstał jako “wypełniacz” po innym serialu (dopiero po jej sukcesie podjęto decyzje o kontynuacji) i choć w poszczególnych odcinkach widać potencjał drzemiący w całej ekipie go tworzącej, to z perspektywy czasu trzeba przyznać, że nieco odstaje od kolejnych serii. Wydaje się, że twórcy jeszcze nie do końca wiedzieli, w którym kierunku podążać i jak kształtować poszczególnych bohaterów.
Mimo wszystko już sekwencja otwierającej pierwszy epizod, sugeruje, że nie będzie to do końca zwykły film o nastolatkach, a twórcy będą się bawić konwencjami oraz stereotypami.
Mój pierwszy kontakt z serialem…
…nastąpił w polskiej telewizji, gdzie to przypadkowo obejrzałem parę losowych odcinków (1 i 2 seria – przez długi czas tylko te były u nas emitowane). Kilka motywów utkwiło mi w pamięci ale nie na tyle, aby jakoś bardzo zależało mi na zgłębieniu temat. Z ciekawostek choć w teorii był to serial przeznaczony dla młodzieży to był puszczany… po 22.
Dopiero kilka lat później, już na studiach, szukając czegoś do obejrzenia w wolne wieczory, natknąłem się na czwartą serię. Tym razem w oryginale wersji językowej (co jak się okazało było bardzo ważnym szczegółem).
Z odcinka na odcinek coraz bardziej zanurzałem się w uniwersum wykreowane przez twórców. Pomimo, że czwarta seria uważana jest przez fanów za jedną ze słabszych. Jednak to w niej, znajdziecie kilka genialnych epizodów (m.in: jeden z najlepszych w ogóle, nominowany do nagrody Emma, Hash!).
W taki sposób Buffy, wraz ze Scooby Gangiem, stała się nieodłącznym towarzyszem wieczorów. Do oglądania udało mi się zachęcić też moich ówczesnych współlokatorów. Zaczęliśmy więc szukać pozostałych serii.
Będąc w Berlinie udało mi się kupić pełne wydanie DVD piątej serii. Niedługo potem dotarłem do mnie informacje o planowanym wydaniu wersji kolekcjonerskiej całego serialu (wszystkie siedem serii). W Polsce oczywiście nie jest ona dostępne (choć ostatnio w empiku widziałem chyba pierwsze 3 serie wydane na DVD w polskiej wersji językowej), ja w każdym razie zamówiłem pre-order na kompletną edycję w Amazonie (możecie ją podziwiać na zdjęciu ilustrującym ten wpis).
Wracając jednak do samego serialu. Łatwo dostrzec, że twórcy i scenarzyści świetnie bawili się przy kreowaniu całego buffiowego uniwersum (tzw. Buffyverse). Pomysły na kolejne odcinki często są pastiszami znanych motywów z horrorów, filmów SF, fantasy czy klasyki kina. Wszystko to jednak przyrządzone w postmodernistycznym sosie, z świetnymi dialogami i genialnie dobraną obsadą.
Oczywiście oprócz zabawy konwencjami sam serial pod przykrywką walki z siłami zła porusza zdecydowanie trudniejsze tematy. Oprócz typowo życiowych problemów (ubranych często w “fantastyczne” metafory) jest tu sporo rozważań dotyczących filozofii, teologii, tolerancji, emancypacji czy też wolności i etyki.
Nie chcę spojlerować konkretów (drogi jakim przebiega fabuła oraz losy bohaterów są dosyć mocno zakręcone) ale na końcu tego wpisu znajdziecie kilka linków z referencjami do analiz i interpretacji naukowych powstały z inspiracji Buffy.
Co mnie osobiście najbardziej urzeka
w całej serii: postacie, dialogi oraz ewolucja osobowości głównych bohaterów. Każda z protagonistów, z sezonu na sezon, coraz bardziej dojrzewa i staje się w jakiś tam sposób doroślejszy, często przy tym zmieniając swoje zachowanie, oblicze oraz image o 180 stopni.
To nie film telewizyjny, gdzie każda z bohaterów jest taki sam przez wszystkie odcinki od pierwszego do ostatniego sezonu, a jedyną różnicą jest kolor i długość jego włosów (choć w Buffy ten element również się zmienia ;)).
Skoro jestem już przy bohaterach to można się rozpisywać nad głównymi rolami, zarówno ich scenariuszowym wizerunkom jak i tym stworzonym przez poszczególnych aktorów. Dość wspomnieć, że Sarah Michelle Gellar (Buffy), Nicholas Brendon (Xander), Alyson Hannigan (Willow), Anthony Head (Giles), David Boreanaz (Angel) są chyba najbardziej znani właśnie z tego serialu i żadne ich późniejsze produkcje nie dorównały temu, co udało się im dokonać w Buffy.
Jednak nie tylko postacie główne stanowią o jego sile, dopełniają go, charakterystyczni i fenomenalnie zagrane role „dalszoplanowe”, moja ulubiona Darla (Julie Benz) (szkoda, że tak rzadko pojawia się w serialu), niesamowicie ironiczny i “zimnokrwisty” Spike (fantastyczny James Marsters), czy gotycka, lekko nawiedzona famme fatale Drusilla (Juliet Landau). Nie można też zapomnieć o alter ego głównej bohaterki czyli Faith (w tej roli Eliza Dushku).
Nie pytajcie mnie o mój ulubiony odcinek…
…jest ich tyle, w tak odmiennych konwencjach i poruszających tyle ciekawych (acz o różnym ciężarze gatunkowym) tematów, że trudno by mi było zdecydować. Znacznie prościej było by wybrać te najmniej ciekawe (aczkolwiek ze wszystkich 144, te dałoby się policzyć na palcach jednej ręki). Natomiast, gdybym miał wybrać swój ulubiony sezon to byłby to sezon 6, w którym to główni bohaterowie muszą zmierzyć się z najstraszniejszym monstrum… dorosłym życiem i najstraszniejszymi demonami, nie pochodzącymi z innych wymiarów ale tymi siedzącymi w środku każdego z nas.
O czym warto jeszcze wspomnieć? O tym, że pomimo tego, że w filmie przewijają się mnóstwo wampirów, demonów, bogów, czarów, magów czy innych nie realistycznych postaci… wcale nie ma się wrażenia, że one tam nie pasują. Wydaje się, że to jest naturalny element otaczającego nas wszechświata, gdzie siły światła i ciemności przenikają się, a granica między dobrem a złem czasami jest dosyć krucha i łatwa do przekroczenia.
Wspominałem już wcześniej o wersji językowej. Film należy oglądać w oryginalne, gdyż polskie tłumaczenie zabija co najmniej 80% frajdy z obcowania z tym dziełem. Co prawda angielski w nim używany czasami może sprawić drobne problemy (jest sporo neologizmów, pojęć z mitologii, religii czy wykreowanych specjalnie dla uniwersum Buffy). Mimo wszystko intonacja a także, specyficzny sposób w jaki bohaterowie prowadzą rozmowy (tak zwany buffy speak) dodaje mnóstwo uroku i łatwiej pozwalają polubić poszczególne postacie. Nie można też nie wspomnieć o licznych grach słownych i świetnie napisanych dialogach. Tutaj posłużę się fragmentem z jednej recenzji znalezionej na Amazonie.
„I have many shows that I love, but in the history of television there are only two that contains dozens of lines that I can recall with ease: MONTY PYTHON and BUFFY THE VAMPIRE SLAYER.”
Dlatego w tym przypadku niestety lektor wybitnie zabija piękno przekazu i frajdę z odbioru całości.
Po obejrzeniu odcinka…
…warto zajrzeć na BuffyGuide, gdzie można dowiedzieć się wielu interesujących faktów na jego temat, poczytać o nawiązaniach (nie wszystkie z nich są oczywiste dla Europejczyków, gdyż część może się odnosić do amerykańskiej historii/popkultury) oraz referencje występujące do innych odcinków.
Zachęcam Was sprawdźcie dwie lub trzy serie Buffy… (jeżeli nie zrobicie tego w miarę chronologicznie – to tracicie szanse na wyłapanie smaczków i nawiązań – i nie wyrabiajcie sobie zdania tylko po kilku odcinkach, bo serial naprawdę jest spójny, przemyślany i dopiero jako całość dostrzega się zamysł, rozmach i pasję ludzi go tworzących). Spróbujcie myślę, że sporo z Was miło się zaskoczy.
Strasznie trudno pisało mi się ten tekst, bo ciężko jest w miarę obiektywnie opisać coś, czego nie boje się użyć tego słowa, jestem fanem. Zdaje sobie też sprawę, że tylko poruszyłem czubek góry lodowej i nie zawarłem wszystkiego o czym warto by było wspomnieć w kontekście tego serialu. Dlatego też, jako uzupełnienie, polecam dłuższa recenzję Buffy napisaną przez niejakiego Roberta Moora na Amazonie, pod którą mogę się dwoma rękoma podpisać. Tekst w języku angielskim i znajdziecie go w tym miejscu na mojej stronie domowej.
P.S. Powstał też spin-off w postaci serialu Angel (w Polsce znany jako Anioł ciemności), który ma jednak nieco inny klimat (zdecydowanie wole BtVS)… i jest bardzo nierówny… ale to temat na zupełnie inny wpis.
Kilka ciekawych linków:
BuffyGuide – encyklopedia wiedzy o poszczególnych odcinkach, dla każdego znajdziemy informacje o obsadzie i twórcach, synopsis, opis potworów w nim występujących, liczbę ciał, najciekawsze dialogi, referencje, wpadki, ciekawostki, komentarze, informacje o artystach i muzyce w niej wykorzystanej
Buffyverse Wiki – wiki na temat seriali Buffy i Angel
Buffy Cult@BBC – Buffy na stronach poświęconych kultowym serialom w BBC
Buffy vs Angel – wiele ciekawych informacji na temat seriali Buffy i Angel
BtVS@FanPop – fan arty
Grupa na Flickr – fan arty (niektóre są naprawdę świetne)
TTHFanFic – fanfiction, czyli twórczość fanów: galerie, opowiadania
Buffy.fora – polskie forum poświęcone uniwersum
Buffy Studies
Dla tych, którzy nadal nie wierzą, że Buffy to nie jest kolejny, niezbyt wymagający serial dla nastolatków polecam zapoznać się z kilkoma poniższymi odnośnikami. Zawarte są tam analizy, inspiracje i teksty naukowe dotyczące serialu, jego uniwersum i poruszanych w nim tematów (socjologii, filozofii, teologii, religioznawstwa, pop kultury) tzw. Buffy studies.
- Kurs na Uniwersytecie Kalifornijskim: Popular Culture in Critical Perspective: Buffy the Vampire Slayer
- Bronze Things; Things of Bronze: Popular Music Cultures in Buffy the Vampire Slayer
- Popular Culture Monsters Go To Education: The Czech Republic Buffy Case
- Buffy the Vampire Slayer and Philosophy: Fear and Trembling in Sunnydale
Co prawda możecie powiedzieć, że Rycerze Jedi też mają swoją religie ale uwierzcie mi Buffy to zupełni inny poziom 😉
Buffy vs Edward
Aha, jeżeli nadal nie czujecie („Dratewka nie czuł” ;)) różnicy między Buffy a Zmierzchem to obejrzyjcie poniższy remix 😉
A jeżeli ten tekst Was nie przekonał to może zrobi to ten film…
Sarah Micheal Galler ?!?
No toś pojechał 😉
Ale wtopa 😦 … (byłem pewny, że poprawiałem jej nazwisko, bo w brudnopisie na pewno miałem błąd) jak widać jakaś wersja niepełna się opublikowała.
Jako pokutę wyznaczam sobie obejrzenie całego serialu po raz czwarty ze szczególnym skupieniem się na czołówce i wzrokowym zapamiętaniu pisowni pełnego imienia, drugiego imienia i nazwiska odtwórczyni głównej roli czyli SMG 😉
Dzięki za detektywistyczną czujność.
P.S. a już wiem poprawiałem w tagach do wpisu… (a nie w samym wpisie).