Film: Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri (Three Billboards Outside Ebbing, Missouri)

Tytułowe trzy bilbordy to ogromne plansze reklamowe znajdujące się na mało uczęszczanej drodze za miasteczkiem leżącym na południu Stanów Zjednoczonych. Te zapomniane przez wszystkich elementy architektury stają się nagle punktem zapalnym dla lokalnej społeczności kiedy to Mildred Hayes (Frances McDormand) postanawia wykupić na nich miejsce aby umieścić tam trzy wielkie, czerwone plansze z hasłami pytające szefa lokalnej policji jak wyglądają postępy prac nad śledztwem w sprawie brutalnego morderstwa jej córki. Sprawa sprzed kilku miesięcy nie została rozwiązana z powodu braku dalszych poszlak i dowodów i wszystko wskazuje na to, że wkrótce zostanie zamknięta.

Jako, że szef lokalnej policji, szeryf Bill Willoughby (Woody Harrelson), to człowiek szanowany nic dziwnego, że zachowania naszej krnąbrnej bohaterki nie znajdują szerokiego poparcia, szczególnie, że ma on rodzinę i poważne problemy zdrowotne. Z drugiej strony sam posterunek policji i pracującym tam funkcjonariusze nie wyglądają na orłów, a ich największe osiągnięcia to pobicia czarnej społeczności i wystawianie mandatów. Idealnym przykładem totalnej degeneracji służb wydaje się oficer Jason Dixon (Sam Rockwell) słabo wykształcony, pełen uprzedzeń, agresywny, porywczy i brutalny rasista i homofob, wciąż mieszkający ze swoją matką i będący pod jej ogromnym wpływem. Czy takie służby są w stanie poradzić sobie z tak skomplikowaną sprawą…

Jednak tytułowe trzy bilbordy to tylko pretekst, pretekst do pokazania życia na prowincji z barwnymi postaciami, które mają swoje problemy i na pierwszy rzut oka większość z nich trudno polubić… a tych, których na pierwszy rzut oka lubimy z biegiem czasu przestajemy. Jednak im bardziej poznajemy poszczególne historie stojące za konkretnymi bohaterami tym bardziej stają się one niejednoznaczne, a nasze wstępne osądy przestają być takie oczywiste. Bo to film nie o konkretnej sprawie ale o ludziach. Ludziach mających swoje wady i przywary ale jednak takich z krwi i kości. Cała akcja osadzona w małej społeczności jest jednak mikrokosmosem w którym łatwo odnaleźć całe społeczeństwo, a ich lokalne problemy są tak naprawdę uniwersalne na skale globalną.

Muszę przyznać, że w paru momentach czułem się jak na filmach Smarzowskiego, choć klimat jest tutaj “lżejszy”* to każda, nawet epizodyczna, postać przynosi tutaj własny skomplikowany problem, który z gracją zostaje wplątany w całą historię i pogłębia jeszcze wielowątkowość i wieloznaczność całego uniwersum.

*(Gdy napisałem “lżejszy” i zacząłem się zastanawiać nad tematyką filmu to określenie to mocno mnie rozbawiło. Praktycznie wszystkie tutaj poruszane tematy były oddzielnymi pomysłami na całe, przygnębiające dramaty – należy jednak dodać, że ciężaru gatunkowego tutaj nie czuć, a całość ogląda się nad wyraz gładko).

Jednak  w przeciwieństwie do naszego lokalnego mistrza, który przybija beznadzieją ludzką na każdym kroku, w Trzech billboardach… widać przebłyski miłości i nadziei w wydawać się by się mogło beznadziejnych i ekstremalnie skrajnych sytuacjach. Humor i tragikomizm wielu sytuacji i dialogów sprawia, że całość pozostawia odrobinę wiary w cały ten pełen bólu i niesprawiedliwości świat, który otacza nas dookoła.

Dodatkowo autor scenariusza i reżyser w jednej osobie Martin McDonagh, naprawdę świetnie pogrywa z widzem, co chwile skręcają, z wydaje się głównego tematu, uciekając od najbardziej oczywistych rozwiązań i wprowadzając nowych bohaterów i wątki, które stawiają nowe pytania i rzucają inny odcień na poszczególne postacie opowiadanej historii.

I skoro już jesteśmy przy bohaterach czas w końcu wspomnieć o aktorstwie, bo to ono obok rewelacyjnego scenariusza jest tutaj głównym daniem. W skrócie aktorstwo jest fantastyczne. Można by pokusić się tutaj o wyświechtany frazes, że to role życia głównych aktorów McDormand, Harrelsona i Rockwella. Jednak nie znam ich filmografii na tyle aby stawiać takie śmiałe tezy. Niezaprzeczalnym faktem jest jednak to, że występ ich jest koncertowy. Poszczególni aktorzy świetnie bawią się swoimi postaciami tworząc między nimi specyficzny rodzaj fantastycznej chemii.

Co więcej na odtwórcach głównych ról tutaj się nie kończy. Postaci, które pojawiają się tutaj tylko na kilka ujęć jest tutaj sporo ale one również potrafią maksymalnie wykorzystać swoje kilka minut. I to niezależnie czy są to bardziej utalentowani wyjadacze jak John Hawkes czy Peter Dinklage czy młodsza generacji jak Caleb Landry Jones czy pojawiająca się tylko chyba w dwóch ujęciach, słodka ale mało rozgarnięta Samara Weaving.

Przyznam, że Martin McDonagh mnie pozytywnie zaskoczył. Jego wcześniejsze filmy miały jakiś pomysł i pokręcone uniwersum ale traktować je można było raczej jako zgrywy. Szczególne jego poprzedni film 7 psychopatów, który choć ma sporo fanów, do mnie kompletnie nie trafił. Tym razem twórca wszedł na zupełnie inny poziom szczególnie scenariusza, który genialnie wykorzystali aktorzy (krążą pogłoski, że role były specjalnie napisane pod konkretnych aktorów – jeżeli tak, to zamysł udał się idealnie i potwierdza literackie rodowód jego twórcy).

Niewątpliwie Trzy billboardy to jeden z głównych kandydatów do zgarnięcia kilku statuetek w tegorocznym rozdaniu Oskarów i choć większości jego konkurentów jeszcze nie widziałem poprzeczkę McDonagh postawił ekstremalnie wysoko.

Moja subiektywna ocena: 9/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej o filmie na: Filmwebie, IMDB

2 myśli na temat “Film: Trzy Billboardy za Ebbing, Missouri (Three Billboards Outside Ebbing, Missouri)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s