Film: Spring Breakers

To, że nie spring breakersjest to zwykły film młodzieżowy pewnie już wiecie z szumu, który się zrobił wokoło tej produkcji. Występ skąpo ubranych aktorek kojarzonych z hitami disnejowskimi w stylu Hannah Montana czy High School Musical, zażywających “koks” i pałętających się z bronią, był wystarczający aby nadać mu rozgłosu. Na szczęście nie potrzebuje on aury skandalu, gdyż sam broni się znakomicie.

Od razu uprzedzam żeby nie nastawiać się na zwykły film fabularny, bo choć fabuła jest, to stanowi ona tylko pretekst. I bynajmniej nie twierdzę tak, ze względu na fakt, że jest ona zła czy głupia. Nie jest po prostu najważniejsza.

Film przez swój dosyć zawoalowany ale satyryczny, a momentami wręcz szyderczy wydźwięk podsuwa kilka tematów do przemyślenia, ale to też nie jest jego największa zaleta… szczególnie, że i tak raczej nie będziecie mieli czasu na dogłębne interpretacje w trakcie seansu.

O jego zajebistości nie świadczy też liczba ujęć z młodymi ciałami w skąpych bikini na metr taśmy filmowej, która choć zahacza o rekord świata to również nie jest głównym powodem dla odwiedzenia sal kinowych.

Dlaczego więc opowieść o czterech młodych dziewczynach, które wybierają się na ferie wiosenne jest tak rewelacyjnym filmem?

To surrealistyczna, nieco oniryczna wizja, gdzieś pomiędzy wideoklipem, a fabularyzowanym dokumentem, czerpiąca z popkultury i masowych wyobrażeń amerykańskiej młodzieży i społeczności na temat ich stylu życia.

To co przede wszystkim wzbudza podziw to wirtuozerska realizacja. Zdjęcia, muzyka i poskładanie tego wszystkiego w całość to istny majstersztyk. Szczególnie, że film nie jest jednolity stylistycznie, zdjęcia są bardzo różnorodne. Od kolorowych, dynamicznych kadrów znanych z teledysków, po czarno-białe, spokojne, stonowanie, momentami statyczne ujęcia czy zbliżenia, którym bliżej do dramatów nowohoryzontowych. Film uraczy nas szeroką gamą technik wizualnych oraz zastosowanych filtrów na obrazie. Wiele sposobów filmowania ujęć od kręconych “z ręki”, po znane z teledysków „latające kamery”, prezentowane są w zmiennym tempie i z różną intensywnością.

Co więcej, poszczególne sceny przeplatane są ujęciami z przyszłości bądź przeszłości, często zmieniają się narratorzy i śledzeni bohaterowie. Mamy też liczne powtórzenia znane z wideoklipów. Dotyczą one nie tylko sekwencji video, ale i dialogów, które powtarzają się jak refren w piosence, przy czym za każdym razem towarzyszą im zupełnie inne obrazy, nadające kompletnie inny, często groteskowy wymiar wypowiadanym słowom.

Dopełnia tego, równie fantastyczna, ścieżka dźwiękowa. Miszmasz stylów jest podobny do tego w warstwie wizualnej. Mamy tu przegląd praktycznie wszystkich ważniejszych gatunków muzyki bazującej na elektronice, do tego rap, momentami riffy gitarowe, a na deser… Britney Spears.

Wszystko to z opisu może wydawać się strasznie chaotyczne i w wykonaniu innego twórcy pewnie byłoby niestrawne. Tutaj jednak wirtuozostwo reżysera sprawia, że całość idealnie się ze sobą komponuje. Poszczególnych sekwencji się nie ogląda – je się chłonie – i z każdą minutą chcemy ich więcej i więcej.

Wszystko to nadaje filmowi hipnotyzującego rytmu, który odbieramy na granicy podświadomości, a wrażenia podczas seansu przypominają bardziej wrażenia z projekcji takich tytułach jak Samsara lub Wkraczając w pustkę (Enter the Void) niż zwykłego filmu fabularnego.

O fabule nie będę wspominał gdyż jej streszczenie pewnie nie zachęci was do wybrania się na seans. Aktorstwo też nie jest szczególnie wybitne. Niezłą rolę Franco, zapamięta się raczej ze względu na oryginalną charakteryzację jego postaci.

Co do młodych gwiazdek stosunkowo najlepiej spisały się Vanessa Hudgens oraz Ashley Benson.

To nie jest film dla każdego, o czym świadczą oceny i komentarze na najpopularniejszych portalach filmowych (5,6 na Filmwebie i 6,5 na IMDB), ale każdy nieco bardziej wyrobiony widz doceni odjechanie tej produkcji i jego fantastyczną realizację. Po obejrzeniu Spring Breakers aż wstyd, że Oskary zostają przyznawane takim filmom jak Operacja Argo, która jest tak kontrowersyjna i nowatorska jak strój zakonnicy przy kreacjach Lady Gaga.

Gdyby na plakacie filmu, w miejscu reżysera, widniało nazwisko Tarantino, ludzie “walili by do kin drzwiami i oknami”, a achów, ochów i zachwytów nad „dekonstrukcją popkultury” byłoby bez liku. A ponieważ jest tam tylko nikomu nie kojarzące się Harmony Korine, film zbiera u masowej publiczności oceny jakie zbiera. Sam zresztą wybrałem się na seans dopiero gdy usłyszałem, że twórcą tego projektu jest scenarzysta Dzieciaków, bo żadnego jego poprzedniego filmu nie tylko nie widziałem, ale nawet o nich nie słyszałem. Pokazuje to tylko, że w kwestii znajomości kinematografii światowej mam nadal sporo zaległości do nadrobienia.

Produkcja ta to też interesujący przykład na sensowność kategorii wiekowej od 21 lat. I nie wynika ona z ilości seksu (choć kobiecych piersi w filmie jest sporo, to już scen seksualnych tylko dwie i to pokazanych znacznie łagodniej niż w wielu przeciętnych produkcjach hollywodzkich). Film praktycznie nie zawiera też scen ekstremalnie brutalnych, jest dosłownie jedno ujęcie gdzie krew tryska w stylu tarantinowskim (i to też zakładając, że zabrakło mu na planie sztucznej krwi i ketchupu) a mimo wszystko powinien być on przeznaczony dla dojrzałych odbiorców. Przy czym “dojrzałych” oznacza więcej niż “dorosłych”.

Jeżeli pod wpływem moich zachwytów już pędzicie na YouTuba aby zobaczyć jego zwiastun to nie sugerujcie się nim zbyt mocno. Został on zmontowany w taki sposób aby zaskoczyć widza… podczas seansu, co dodatkowo nie przysparza mu fanów, gdyż potencjalni widzowie nastawiają się na zupełnie inny typ filmu…

Spring Breakers to obraz dla dojrzałej, wyrobionej filmowo publiczności, która w kinie szuka nie tyle nawet nowych horyzontów, ale czegoś więcej niż tylko poukładanej historii – fantastycznie zrealizowanej wizji na granicy snu i realizmu z podtekstami. Dla mnie rewelacja!

Moja subiektywna ocena: 9/10 (jak interpretować moje oceny dowiesz się tutaj.)

Więcej o filmie na: Filmwebie, IMDB

P.S Nigdy nie sądziłem, że jakikolwiek utwór “mało znanej piosenkarki” Britney Spears zrobi na mnie takie wrażenie. Interpretacja i sposób wykorzystania piosenki Everytime w tym filmie pozwala spojrzeć na repertuar tej wokalistyk z zupełnie innej perspektywy. Jak widać nie tylko Tarantino ma patent na zaskakujące zestawianie motywów muzycznych.

 POST SCRIPTUM

Wpis ten doczekał się małego postscriptum rozszerzające kilka elementów, które pojawiły się w samym tekście oraz kometnarzach. Wpis został zatytułowany:   Spring Breakers postscriptum czyli Korine vs Tarantino Wyjaśniam w nim skąd się biorą (moje) oceny filmów oraz dlaczego Korine i Tarantino pomimo podświadomych skojarzeń, które się pojawiają między ich filmami, to jednak zupełnie inni twórcy.

19 myśli w temacie “Film: Spring Breakers

  1. Doskonała recenzja, bo oddaje w pełni to, co czuję i ja. Trochę smutno mi, że tak mało ludzi w moim otoczeniu doceniło ten film. Tym bardziej się cieszę, że są ludzie tacy jak Ty, którzy wiedzą, co to dobra produkcja. Mnie ten film zahipnotyzował. Myślałam o nim długo o wyjściu z kina. Trochę odrealniony, a jednocześnie pokazujący pewną smutną rzeczywistość. Montaż genialny plus doskonale dobrana muzyka. Ja uwielbiam zarówno Martineza jak i Skrillexa. Obsada – jak dla mnie Franco i rewelacyjna Hudgens, która miała chyba, wraz z Benson, miały najtrudniejsze zadanie. Instagramowy, neonowy świat, na pozór niegroźny, podszyty tak naprawdę złem. I też myślę, że gdyby film nakręcił Tarantino, odzew byłby inny.

    1. To zdecydowanie nie jest film dla wszystkich… stąd też jego niejednoznacza recepcja… moi znajomi też różnie go postrzegają, choć większość jednak pozytywnie (acz niekoniecznie aż tak entuzjastycznie jak ja ;). Dodatkowo film ten można odbierać na kilku płaszczyznach: skupiać się na fabule, analizować przesłana lub narzekać na seks, wyuzdanie czy wulgaryzmy „zdegenerowanej” młodzieży. Na każdym z tych poziomów można czegoś się doszukiwać jednak to realizatorska całość (zdjęcia, dźwięk i montaż całości) sprawia, że jest to dzieło ponadprzeciętne.
      Im więcej różnych filmów oglądasz tym bardziej wyrabiasz sobie gust i potrafisz dostrzec siłę takiego totalnego przekazu, nie każdy jest po prostu na to gotowy jak nie każdy jest gotowy na eksperymenty malarskie, teatralne czy pochodzące z innych dziedzin sztuki… to wyróżnia produkcję masową od sztuki, którą ten film niewątpliwie reprezentuje.

  2. Też się smucę, że ten film ma tylko 5,8 na filmwebie, myślałam, że jesteśmy bardziej otwarci. Ale z drugiej strony myslę tak: widząc trailer ma się dwa wyjścia, raz to wiedzieć/zgłębić temat kim jest Harmony Korine i iść na ten film w pełni przygotowanym, że nie będzie to lekkie przyjemne kino (tak jak nie było takim kinem Gummo ani Kids), a drugie wyjście to ocenić po okładce (czyt. trailerze) i iść na film po to aby totalnie się zawieść, że nie był to film a’la american pie i mogę tylko współczuć, że nie widzą tacy ludzie drugiego dna Spring Breakers. Tak jak już było powiedziane: nie dla każdego 🙂

    ps. nienawidze porownań Korine’a z Tarantino, poprostu jest to krzywdzące dla obojga panów :c

    1. Nie da się ukryć, że do kina na ten film, trafiło wiele osób, które nie powinny tam trafić, właśnie przez tak, a nie inaczej, skonstruowany trailer (plus marketing dystrybutora i obsadę). Ocenom tego filmu zapewne nie wyszło to na dobre. Swoją drogą podobno na początku (przy ok 200 głosach) jego ocena oscylowała około 9

      Co do porównań Korina z Tarantino właśnie pisze postscriptum, który rozszerzy ten temat w oddzielnym wpisie 🙂
      Pewne skojarzenia po wyjściu z kina będą… ale raczej na poziomie duchowo-estetycznym. Jednak całkowicie się z Tobą zgadzam, że są to dwaj zupełnie inni twórcy, stawiający na inne cele i zupełnie inne podejście do kina. Moje stwierdzenie „Gdyby na plakacie filmu, w miejscu reżysera, widniało nazwisko Tarantino” nie należy czytać „Gdyby ten film nakręcił Tarantion” bo Tarantino nie nakręcił by takiego filmu… gdyż nawet bazując na tym samym scenariuszu była by to zupełnie inna produkcja.

      Moje nawiązanie do Tarantina miało pokazać jak bardzo przeciętny widz nie ma wyrobionego gustu filmowego i jest podatny na sugestie innych („Tarantino to wielki twórca jest”) Moim zdaniem jego ostatnie Django to produkcja dwie klasy gorsza od Spring Breakera – co oczywiście nie oznacza, że to zły film – wystawiłem mu 7/10 – po prostu Quentin nakręcił w swojej karierze kilka zdecydowanie lepszych obrazów.

  3. O! To jest film gościa od Kids? Szczerze przyznam, że żyję chyba w jakimś hermetycznym światku, bo zupełnie ominęła mnie medialna nagonka na niego. Czuję się zaintrygowany.

    1. „Kids” powstał na podstawie jego scenariusza wyreżyserował go Larry Clark bo Korine były tylko nieco starszy od najstarszych bohaterów tej historii… Nagonki medialnej nie ma bo jak przeglądałem kilka recenzji krytyków wszystkie były pozytywne.. nagonka jest w komentarzach na Filmwebie bo do kina trafiają przypadkowi ludzie (dzieciaki), skuszeni kontrowersyjną reklamą, obsadą z disnejowskich produkcji bądź trailerem który zupełnie różni się od tego co film oferuje 🙂

  4. Matko, jak ja się cieszę, gdy czytam takie opinie 🙂 Filmweb też mnie rozczarował, w porównaniu z Rotten Tomatoes. Co do Tarantino, to faktycznie, pewnie gdyby jego nazwisko widniało jako reżysera, byłyby ochy i achy 🙂 Spring Breakers łatwy nie jest, ale zdecydowanie warty obejrzenia. Ja się trochę śmiałam, trochę dziwiłam, trochę byłam przerażona. I przypomniało mi się jak bardzo chciałam wyjechać na wakacje do USA. W sumie może dobrze, ze mi się nie udało 🙂

    1. Mogę Cie uspokoić, ponieważ pośród ponad 280 wątków w komentarzach Spring Breakers na Filmwebie jest jeszcze kilka, które mają podobny wydźwięk… poza tym opinie zawodowych krytyków też są raczej od pozytywnych po entuzjastyczne… prawdziwi kinomaniacy na pewne potrafią w tym filmie dostrzec drugie i trzecie dno a także docenić wysiłek i kunszt reżysera wraz z całą ekipą realizatorską.

  5. To nie jest zły film, przynajmniej daje coś do myślenia. To prawda, że nie jest też przyjemnym filmem bo oglądanie zepsutych idiotek reprezentujących współczesną popkulturę jest zajęciem męczącym i bolesnym, ale ja mam już dość filmów gloryfikujących kolorowe i łatwe życie Barbie na sterydach.

    1. Niewątpliwie nie jest to film gloryfikujący taki styl życia ale można znaleźć więcej takich produkcji, trzeba tylko poszukać… niekoniecznie w multipleksie.

Dodaj odpowiedź do gramisan Anuluj pisanie odpowiedzi